Po tygodniowych wakacjach i niemal permanentnym oderwaniu się od rzeczywistości wracam do wirtualnego świata. Podczas wyjazdu bardzo oddaliłam się od elektroniki, a zwłaszcza laptopa, którego widok jakoś dziwnie zniechęcał mnie do uruchomienia, ale moja więź z telefonem nie uległa osłabieniu, co można było zauważyć na instagramie, który dzięki temu stał się bogatszy o kilka fotek :)
Nie wiedziałam, czy zamieszczać na blogu relację z wyjazdu, nie mającego zbyt wiele wspólnego z tematyką kulinarną, ale po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam, że lepiej napisać trochę o tych górach, choćby na pamiątkę dla samej siebie (a może kogoś to zainteresuje, ja akurat uwielbiam czytać fotorelację innych osób), jakbym kiedyś chciała sobie przypomnieć jakimi szlakami chodziłam po Karkonoszach... Więc piszę, póki jeszcze cokolwiek pamiętam :P
W Karpaczu i w ogóle w Karkonoszach byłam pierwszy raz, gdyż jako "dziecko Tatr", to do Zakopanego jeździłam od najmłodszych lat i tamtejsze szczyty zdobywałam (mniej lub bardziej ochoczo :P). Karkonosze to z całą pewnością bardzo urokliwe góry, ale dla mnie Tatry chyba na zawsze pozostaną tymi najpiękniejszymi, kojarzącymi się z dzieciństwem i skrywającymi wiele tajemnic górami :) I choć Karpacz bardzo mi się spodobał, to Zakopane i Krynica Górska ciągle pozostają wyżej w moim osobistym rankingu polskich górskich miast...
Widok na główną ulicę Karpacza
W centrum miasta rzadko kiedy można było dostrzec większe zagęszczenie, nie wspominając o pustkach na szlakach - mało kto wybierał się gdzieś dalej na własnych nogach i miejsca do których nie wwoziła kolejka były raczej opustoszałe... My jednak nastawiliśmy się na górskie wędrówki, których jednym z celów było wzbogacenie endomondo mojej siostry w cenne kilometry. Ja nie zawsze miałam tyle sił co ona, a poza tym to lubię się zatrzymywać na odpoczynek wśród górskich krajobrazów ;)
Jednym z celów naszej wycieczki była Świątynia Wang...
Niechętnie weszłam do środka (oglądanie kościołów od wewnątrz, zwłaszcza za opłatą jakoś mnie specjalnie nie kręci :P), ale sam budynek wygląda bardzo nastrojowo. Zapach wnętrza również był specyficzny i nieco mroczny, typowy dla wiejskich kościołów ;)
Po drodze napotkaliśmy bolesławieckie stoisko z naczyniami. Uwielbiam te wszystkie miseczki, talerzyki, a najbardziej kubki i kupiłam coś na pamiątkę ;)
Następnie wyruszyliśmy do Samotni, a po drodze towarzyszyły nam takie widoki...
A tutaj już schronisko Samotnia. Wiało tam przeraźliwie, co zakłócało spokojną konsumpcję, więc wyruszyliśmy czym prędzej do położonego nieopodal schroniska Strzecha Akademicka, w rejonach którego było jeszcze chłodniej, ale i tak było fajnie :) Szlak łatwy i przyjemny, bez większych wzniesień.
Po kilku wyjściach aklimatyzacyjnych udaliśmy się w końcu na Śnieżkę, czyli najwyższy szczyt Karkonoszy. Wyposażeni w bluzy oczekiwaliśmy na szczycie niemal przymrozków, a tam przywitała nas bardzo przyjazna pogoda (w dolinach wtedy nastał upał). Wiele wyższych szczytów w życiu zdobyłam, ale pewien odcinek (droga na Kopę) nieźle mnie umęczył i przez moment nie widziałam dla mnie nadziei, choć moja siostra niczym kozica górska mknęła ku górze, niemal nie potrzebując odpoczynku :P
Droga z Kopy na Śnieżkę była już całkiem przyjazna, choć w końcowym odcinku stroma, ale łatwiej się idzie, wiedząc, że do szczytu już niedaleko :)
Innego dnia poszliśmy pod Śnieżkę (drugi raz na sam szczyt już nam się wchodzić nie chciało) inną drogą - przez Sowią Przełęcz. Oznakowanie trasy, choć budziło wiele nadziei, pozostawiało wiele do życzenia. Człowiek zyskuje nowe siły widząc, że do miejsca przerwy jest 0,8km (a wg. wcześniejszych oznaczeń miała być godzina), ale traci je bardzo szybko, gdy po przejściu kilometra (z trudem :P) końca nie widać...
Z Sowiej Przełęczy udaliśmy się na Czarną Kopę, a następnie bez większego wysiłku doszliśmy do rozwidlenia (Drogi Jubileuszowej) i skierowaliśmy się do schroniska Dom Śląski.
Widoki były zupełnie inne niż podczas naszej pierwszej wyprawy na Śnieżkę i warto było tam się "tarabanić" :)
A tutaj widać właśnie schronisko Dom Śląski. Strasznie w nim (i na zewnątrz też) było czuć grillowaną kiełbasę, po którą ludzie stali w bardzo długich kolejkach :P
Zeszliśmy ponownie przez Samotnię, ale w słońcu widoki były znacznie ładniejsze :)
Wybraliśmy się też na znacznie krótszy spacer do kaplicy św. Anny, w okolicach której 2 koty oczekiwały na turystów, którzy przyniosą im obiad. Wyglądały na bardzo dobrze odżywione, więc zapewne ich plan zdobywania pożywienia był udany. Moim jabłkiem i batonem owsianym pogardziły (3 bitem siostry też :P).
Zeszliśmy ponownie przez Samotnię, ale w słońcu widoki były znacznie ładniejsze :)
Wybraliśmy się też na znacznie krótszy spacer do kaplicy św. Anny, w okolicach której 2 koty oczekiwały na turystów, którzy przyniosą im obiad. Wyglądały na bardzo dobrze odżywione, więc zapewne ich plan zdobywania pożywienia był udany. Moim jabłkiem i batonem owsianym pogardziły (3 bitem siostry też :P).
Jeśli chodzi o kwestie żywieniowe, to bardzo zawiódł mnie tamtejszy asortyment warzywno - owocowy, gdyż w całym mieście nie uświadczyłam ani jednego bazarku. Były jedynie 2 sklepy spożywcze bogaciej wyposażone w te produkty, ale czynne za krótko, żeby móc obkupić się wracając ze szlaku po południu.
2 Biedronki za to posiadały na stanie wszystko co niezbędne owocożercom i muszę stwierdzić, że w czasie wyjazdu byłam w Biedrze więcej razy niż w całym swoim życiu :P Na co dzień jednak pozostanę przy warzywach i owocach z bazarku lub z własnego krzaczka :)
Na szlaku z kolei często można było spotkać jagody, choć moja siostra niechętnie na mnie czekała i niekiedy była lekko zła, gdy rozpoczynałam konsumpcję :P
Karpacz, pomimo wielu różnych restauracji, nie jest miejscem szczególnie przyjaznym wegetarianom, a zwłaszcza weganom. W żadnej restauracji nie spotkałam wyodrębnionych, typowo wegańskich dań, które wg. mnie są najciekawsze i najlepsze, lecz wiadomo, że wszystkich miejsc nie zwiedziłam i być może wiele mi umknęło... W pizzeriach przeważnie kilka pozycji w menu było wegetariańskich, ale wegańskiej pizzy nie spotkałam nigdzie. W ogóle to żadna z restauracji i tamtejszych knajpek nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia i nic nie może się równać domowym miksom warzywno - kaszowym :) Jedynie do pewnej lodziarni i naleśnikarni powracaliśmy kilka razy, więc napiszę kilka zdań o tamtejszych produktach...
Wg. internetu lody te są robione tradycyjną recepturą i mogę stwierdzić, że smakują naturalnie i z pewnością mają w sobie coś niezwykłego. Ponoć pan właściciel wszystko robi sam - "kręci" lody, robi polewy i sprzedaje, dlatego też zdarzają się przerwy i niekiedy można usłyszeć, że zabrakło lodów, co i nam się przytrafiło. Lody te są idealnie białe, naturalnie śmietankowe (w ofercie jest tylko smak śmietankowy, nad czym ubolewała moja siostra :P) i nieprzesłodzone - widać i czuć w nich naturalność :) I są niedrogie - duży lód (wg. tabliczki ważący 160g) z polewą kosztował 6 zł, a porcja bitej śmietany jeśli dobrze pamiętam 3zł. Śmietana była naturalna i podobnie jak lody nieprzesłodzona.
Ja nie jestem zwolenniczką polew na lodach, bo zawsze się boję ich sztucznego smaku, ale wzięłam na spróbowanie, czy faktycznie są takie wspaniałe jak opisuje wiele osób. Ponoć smak czekoladowej jest niezmienny od początku działania lodziarni i faktycznie była bardzo dobra, nie miała żadnych sztucznych nut smakowych i czuć w niej było charakterystyczną dla kakao ziarnistość ;) Malinowa i jagodowa też były bardzo dobre, widać w nich było nawet kawałki owoców, ale dla mnie były trochę za słodkie.
2 Biedronki za to posiadały na stanie wszystko co niezbędne owocożercom i muszę stwierdzić, że w czasie wyjazdu byłam w Biedrze więcej razy niż w całym swoim życiu :P Na co dzień jednak pozostanę przy warzywach i owocach z bazarku lub z własnego krzaczka :)
Na szlaku z kolei często można było spotkać jagody, choć moja siostra niechętnie na mnie czekała i niekiedy była lekko zła, gdy rozpoczynałam konsumpcję :P
Karpacz, pomimo wielu różnych restauracji, nie jest miejscem szczególnie przyjaznym wegetarianom, a zwłaszcza weganom. W żadnej restauracji nie spotkałam wyodrębnionych, typowo wegańskich dań, które wg. mnie są najciekawsze i najlepsze, lecz wiadomo, że wszystkich miejsc nie zwiedziłam i być może wiele mi umknęło... W pizzeriach przeważnie kilka pozycji w menu było wegetariańskich, ale wegańskiej pizzy nie spotkałam nigdzie. W ogóle to żadna z restauracji i tamtejszych knajpek nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia i nic nie może się równać domowym miksom warzywno - kaszowym :) Jedynie do pewnej lodziarni i naleśnikarni powracaliśmy kilka razy, więc napiszę kilka zdań o tamtejszych produktach...
LODZIARNIA SOPELEK
Tymi lodami zachwycają się wszyscy mieszkańcy Karpacza i turyści. Lodziarnia Sopelek zlokalizowana jest w samym centrum Karpacza i nie sposób ją przegapić przechadzając się główną ulicą miasta. Ponoć w godzinach szczytu ustawia się po lody ogromna kolejka, ale nam się jakoś udawało jej uniknąć ;)Wg. internetu lody te są robione tradycyjną recepturą i mogę stwierdzić, że smakują naturalnie i z pewnością mają w sobie coś niezwykłego. Ponoć pan właściciel wszystko robi sam - "kręci" lody, robi polewy i sprzedaje, dlatego też zdarzają się przerwy i niekiedy można usłyszeć, że zabrakło lodów, co i nam się przytrafiło. Lody te są idealnie białe, naturalnie śmietankowe (w ofercie jest tylko smak śmietankowy, nad czym ubolewała moja siostra :P) i nieprzesłodzone - widać i czuć w nich naturalność :) I są niedrogie - duży lód (wg. tabliczki ważący 160g) z polewą kosztował 6 zł, a porcja bitej śmietany jeśli dobrze pamiętam 3zł. Śmietana była naturalna i podobnie jak lody nieprzesłodzona.
Ja nie jestem zwolenniczką polew na lodach, bo zawsze się boję ich sztucznego smaku, ale wzięłam na spróbowanie, czy faktycznie są takie wspaniałe jak opisuje wiele osób. Ponoć smak czekoladowej jest niezmienny od początku działania lodziarni i faktycznie była bardzo dobra, nie miała żadnych sztucznych nut smakowych i czuć w niej było charakterystyczną dla kakao ziarnistość ;) Malinowa i jagodowa też były bardzo dobre, widać w nich było nawet kawałki owoców, ale dla mnie były trochę za słodkie.
Tutaj widoczne są duże lody z polewą czekoladową w pysznym, robionym chyba również na miejscu wafelku. Wafelek był chyba jednym z ostatnich jakie pan właściciel (my mówimy o nim pan Sopelek :P) miał na stanie, bo coś wspominał o niechęci do ich pieczenia pracowników z powodu upałów... A ja te lody kupowałam akurat z myślą o sesji zdjęciowej na bloga, w związku z czym taki wafelek był mi bardzo potrzebny, bo w plastikowym kubku lody nie prezentowały się tak efektownie :P Tak więc usłyszawszy o wafelkowym deficycie chciałam już brać loda bez polewy (do tamtych są inne wafelki :P), ale pan Sopelek wynalazł jedną sztukę na mojego loda, za co mu dziękuję ;)
Jeśli będziecie w Karpaczu to koniecznie wybierzcie się na te lody :) W moim prywatnym rankingu zajmują 3 miejsce (na pierwszym są niezmiennie lody z Krynicy Górskiej, po które codziennie stałam mniej więcej pół godziny w kolejce :P)
NALEŚNIKARNIA COFFE DAY
To kolejne miejsce, które będzie kojarzyło mi się z Karpaczem. Naleśniki z jagodami to coś niewątpliwie kojarzącego mi się z górami, więc ilekroć tam byłam brałam właśnie je.
W tych naleśnikach podobało mi się to, że nie były smażone w tłuszczu, a pieczone na dużej patelni, przypominającej opiekacz (bardzo nie lubię jak w naleśnikach czuć tłuszcz i dlatego olej dodaję do środka i tutaj chyba było podobnie), bogato nadziane niesłodzonymi jagodami i ozdobione sporą ilością naturalnej bitej śmietany, także nieprzesłodzonej. Naleśniki wg. karty powinny zostać polane sosem, ale ja po spróbowaniu czekoladowego zrezygnowałam z tego dodatku - wolę ten naturalny, niezakłócony smak naleśnika i owoców, a polewę czekoladową toleruję tylko wówczas, gdy jest zrobiona z roztopionej gorzkiej czekolady :P
PRAGA
Na jeden dzień pojechaliśmy na wycieczkę do położonej niedaleko Karpacza Pragi. Byłam tam już wcześniej i dobrze pamiętam to miasto, ale nie zaszkodzi pozachwycać się nim jeszcze raz :) Żeby wszystko zobaczyć, to trzeba jednak został tam trochę dłużej, bo Praga skrywa w sobie wiele tajemnic...
Niestety cała wycieczka była nastawiona na zwiedzanie, a czasu wolnego było naprawdę niewiele :( A szkoda, bo w Pradze jest kilka wegańskich miejsc, które chciałabym odwiedzić. Zdążyliśmy jedynie zajść do kilku sklepów i kupić kilka tamtejszych produktów...
Widoczne na zdjęciu czekolady Studentskie należą do mojej siostry - ja ich nie lubię przez te żelki, ale zważywszy na to, że Czechy mi się z nimi kojarzą, nie mogło ich tutaj zabraknąć :P W Pradze można ponoć kupić wiele ciekawych wegetariańskich i wegańskich produktów, ale nie miałam zbyt wiele czasu na poszukiwania :/
A wracając z Karpacza zajechaliśmy na chwilę do Wrocławia. Bardzo lubię to miasto, ale nigdy nie byłam w nim dłużej niż dzień.
Zdążyliśmy jedynie zjeść przepyszne lody, uzupełnić kolekcję naczyń w następne, bolesławieckie unikaty, popatrzeć trochę na wrocławski rynek i trzeba było wracać do domu. A jutro niestety czeka mnie powrót do szarej rzeczywistości...
Ciekawe czy ktoś dotrwał do końca notki :P
Wszystkim uczniom zaczynającym jutro rok szkolny życzę wytrwałości i owocnej nauki :)
Cudowne fotki! Byłaś w tych samych miejscach co ja ;)
OdpowiedzUsuńoczywiście, że dotrwaliśmy do końca i nawet nie zauważyliśmy kiedy wszystkie zdjęcia się skończyły :D Kurde fantastyczny wyjazd, a ty się zastanawiałaś czy dodać fotorelacje! Wiesz co! Świat na jedzeniu się nie kończy, ( ale mimo wszystko nie pożałowałaś zdjęć jedzonka ) . Biebra wymiata :D Co do zakupów... kocham twoją siostrę wymiata! :D Zdjęcia przepiękne, już oglądałam dużo na Instagramie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, dzięki Tobie wiem, że warto było tworzyć po wyjazdową relację ;)
UsuńMoja siostra też Cię lubi, ale to już chyba wiesz :P
Ja też ją lubię, ale ty to już chyba też wiesz :P
UsuńNie tylko dzięki mnie, zobacz ile osób tylko ona uradowała!
Dotrwałam i bardzo się cieszę, bo ciekawy wpis! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za życzenia dla uczniaka :P
Bardzo lubię góry! Żałuję, że w tym roku nie zawitałam tam, ale już planujemy rodzinnie na przyszłe wakacje jakieś góry :)
Dziękuję ;)
UsuńMam nadzieję, że uda Ci się zrealizować plany za rok ;)
A mnie Karkonosze i Karpacz bardzo zachwyciły i razem z Zakopcem są na pierwszym miejscu w moim "górskim" rankingu :>
OdpowiedzUsuńSzkoda, że musieliśmy już wrócić :(
Magda
Myślę, że mi jest bardziej szkoda :P
UsuńA gdzie w Twoim rankingu Krynica !! ?? :P
Widzę miejsca w których była w tym roku moje rodzinka :) Mnie czekają w październiku trzy dni w Pradze :)
OdpowiedzUsuńW 3 dni z pewnością zobaczysz znacznie więcej ;)
UsuńTo na pewno :) Widziałam przewidywany plan zwiedzania i czas wypełniony jest po brzegi :)
UsuńŚwietna relacja i świetne fotki. Do Pragi wybieram się za rok, odwiedzić Karkonosze też zamierzam :-)
OdpowiedzUsuńpiekne miejsca <3 a Pragę uwielbiam ahhh ta architektura :D
OdpowiedzUsuńByłam ostatnio w tych miejscach zazdro :)
OdpowiedzUsuńKarpacz i droga na Śnieżkę są mi dobrze znane, czułam nogi w tyłku przez tydzień :P
OdpowiedzUsuńA po przerwie od komputera wracasz rześka i z głową pełną pomysłów mam nadzieję :D
Pomysłów mam mnóstwo, ale nie mam kiedy ich realizować ; p Umysł mi na pewno odpoczął ;)
UsuńKarpacz według mnie to jedno z piękniejszych miejsc w Polsce! Uwielbiam je, odpoczywam tam jak nigdzie indziej. :-)
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że to jedno z najpiękslniejszych miejsc w Polsce ;)
UsuńWitaj ponownie :)
OdpowiedzUsuńWiesz uważam, że to Twój blog, więc możesz pisać o czym tylko chcesz a taka relacja to świetny pomysł. Bardzo mi się podoba ;) Cieszę się, że wypoczęłaś i zazdroszczę ;) Widać, że świetnie spędziłaś czas a oto przecież chodzi ;) :) Jedyna wada wpisu.......... za krótki... nim się obejrzałam a już koniec ;P
Jeśli chodzi o naleśniki również nie lubię jak są przesiąknięte tłuszczem a to widać bo są wówczas takie blade a na dodatek w smaku gumowe.. dlatego nigdy nie zamawiam w barze :)
To cieszę się, że Ci się podoba ;)
UsuńJa właśnie lubię jak naleśniki są lekko gumowe, a przesiąknięte tłuszczem zawsze mi się kojarzyły z tymi mocno zrumienionymi ;p
I to bardzo :) No i w końcu Ciebie zobaczyłam wyraźniej niż na zdjęciu profilowym ;)
UsuńA ja lubię naleśniki chrupiące i mocno brązowe :) W ogóle zauważyłam, że jak smażyłam naleśniki na oleju to wychodziły blade a jak na suchej patelni to rumiane i chrupiące... dla mnie pycha ;) Rumiane wychodzą również jak do ciasta doda się trochę oleju ale nie na patelnię ;) A wszystkie naleśniki, które widuje w barach są blade i nieapetyczne ;/
A co do Twojej wycieczki - płacić za wejscie do kościoła to wg. przesada...
Polecam :) Z dań wege są jeszcze pierogi ruskie, z soczewicą, naleśniki z serem i placki ziemniaczane ;) Mam w domu kartkę z menu :)
A Ty nie planujesz kiedyś dodać swojej fotki :p? Nie mogę sobie Ciebie wcale wyobrazić :)
UsuńMoja mama smaży naleśniki na oleju i wychodzą jej chrupiące ;) Dla mnie robi kilka bez tłuszczu (a raczej z jego znikomą ilością :p)
Też tak uważam, tym bardziej, że o kościołach ogółem nie mam najkepszego zdania ;p
Pierogi z soczewicą brzmią pysznie ;) Jadłaś kiedyś je w tym barze?
Odpowiedź na Twój komentarz
OdpowiedzUsuńO tak jedzenie w tym barze smakuje jak domowej roboty. Nic więc dziwnego, że cały czas mają tam kolejki i co rusz Pani albo ktoś z kuchni wystawia coraz to nowe talerzyki z sałatkami i szklanki z kompotami (1zł). Oczywiście tam jest więcej dań - są również dania śniadaniowe (jajecznica, twarożek, dżem, pieczywo itp.) Jakby ktoś był zainteresowany to mogę wrzucić menu ;) Jedyna wada - ciut za długo gotowane ale to też ciężko wyczuć jak trzeba gotować kilka różnych porcji pierogów na raz... no weź to dopasuj gustem do każdego klienta ;P
A takie wycieczki również są przyjemne i miło je wspominam.. być moze pojedziemy jeszcze 12 września (sobota) na darmowe zwiedzanie podziemi :) Organizują taką akcję - mam nadzieję, że busy kursują w soboty ;)
Dziękuję :) Pamiętałaś? ;) To miłe :)
Jak kiedyś będę w Zamościu to na pewno się tam wybiorę ;)
UsuńFajna fotorelacja i piękne zdjęcia :) Byłam jedynie w Pradze, ale byłam nią zachwycona - piękne miasto :) Krótki urlop, ale intensywny i ciekawie spędzony :)
OdpowiedzUsuńByłam na podobnej wycieczce tyle,że Praga mnie ominęła, brak czasu. Karpacz i Wrocław to cudowne miejsca:)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, a wspomnienia pewnie jeszcze piękniejsze. A takie oderwanie się od wirtualnego świata na pewno jest potrzebne od czasu do czasu :) Super, że miałaś taki fajny wyjazd :)
OdpowiedzUsuńWstydzę się... Może kiedyś :P Pomyślę ;)
OdpowiedzUsuńTo może kwestia patelni i pewnie wprawy :) Ja nie lubię przesiąkniętych tłuszczem potraw - są nie smaczne
Kościół to obecnie instytucja a nie Dom Boży a ksiądz to zawód a nie sługa boży...
W tym barze byłam dopiero dwa razy - raz jadłam pierogi z kaszą a innym kopytka. A w ogóle to za pierwszym razem (był trzy wyjazdy) to obeszłyśmy z mamą cały Rynek a uliczkę na której mieści się ten bar ominęłyśmy i posiliłyśmy się gdzie indziej :)
Ja też nie lubię tłustych dań. W ogóle to lubię suche jedzenie i wiem, że to dziwne...
UsuńO kościele mam podobne zdanie i nie podoba mi się to, co wyorawiają współcześni księża.
Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się odwiedzić Zamość; )
Wiesz suche np. sałatki też nie są smaczne (takie suche smakują jak to mówi moja mama jak trawa lub zwykła posiekana kapusta), dlatego lepiej przygotować je wcześniej aby naturalnie "puściły soki" :) A pierogi czy kopytka to jesz prosto z wody ?
UsuńJak na to patrzę to nie dziwię się, że niektórzy tracą wiarę albo ich wiara słabnie :(
Wszystko jeszcze przed Tobą. :) Ja liczę na to, że za 2 tygodnie uda mi się ponownie pojechać z mamą do Zamoscia. Organizują darmowe zwiedzanie podziemi (tak to bilet kosztuje k 15zł) - już się zapisałyśmy ale nie wiadomo jak to będzie
A ja właśnie lubię suche, ale dla kalorii i uzupełnienia NNKT zawsze dodaję olej ;)
UsuńKopytka czy pierogi jem rzadko. Jak robimy kopytka to często z sosem grzybowym, ale ja najpierw się objem tymi prosto z wody (lubię takie najbardziej, albo odsmażane). Pierogi to zależy jakie, nawet nie pamiętam kiedy jadłam ostatni raz :p
To mam nadzieję, że wycieczka Wam się uda ;)
I zawsze takie właśnie lubiłaś? Pierogi i kluski prosto z wody ? :) :) Jeśli mam być szczera to mi również bardziej smakują takie prosto z wody ale podaje je z surówkami, które mają np. dodatek oleju i są wilgotne :) A pierogi to jadłaś chyba na Boze Narodzenie - pamiętam, że lepiłaś z soczewicą ;)
UsuńNie będę dziękować aby nie zapeszyć ;)
Tak, choć kiedyś jadłam ze śmietanką i cukrem (u babci). U nas w domu raczej pierogów się nie robi (takie zwykłe z twarogiem robiliśmy raz w życiu :p).
UsuńA surówkę, nawet gdybym jadła ją do pierogów, to zjadłabym oddzielnie (nie lubię mieszać składowych obiadu :p)
Tak, tamte były ostatnie jakie jadłam; )
Uwielbiam takie fotorelacje!!! Super zdjęcia!
OdpowiedzUsuńŁadne widoki. :)
OdpowiedzUsuńNajgorzej, że przez zdjęcie naleśnika znów mam na nie ochotę, mimo że dopiero co jadłam. O.o
Normalnie chyba się obrażę za niewspółmierną ilość fotek mojego miasta do dwóch poprzednich! Ostrów Tumski, Pergola, ogród botaniczny i Ogród Japoński, fontanna multimedialna... tyle rzeczy do uwiecznienia, a tu tylko centralne kamieniczki, błe :(
OdpowiedzUsuńKarpacz za to znam jak własną kieszeń, bo jako dziecko jeździłam tam z rodzicami na każde ferie i wakacje, a w liceum byłam z chłopakiem stamtąd.
Jak się ma tylko 2h na "zwiedzanie" to niestety wszędzie się nie zajrzy, ale niedługo planuję jechać tam na cały dzień :p Jakiś czas temu byłam we Wrocławiu na konferencji i wtedy sporo chodziłam po mieście, ale chyba w żadne z miejsc o których piszesz nie dotarłam :p
UsuńSuper fotorelacja! Piękne miejsca ; w Karpaczu kiedyś byłam, w Pradze jeszcze nie...a Wrocław kocham miłością bezgraniczną i będę tam wracać kiedy tylko się da :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCzekoladę Orion z nadzieniem sernikowym i śliwką miałyśmy, baaardzo dobra i baaardzo słodka :D
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia i fajnie, że wstawiłaś je na bloga, a jedzonka też się trochę znalazło więc tematycznie jakby nie było jest :)
Ta czekolada brzmi ciekawie, ale jak na mnie chyba zbyt wymyślnie ;p Kupiliśmy jeszcze taką dużą z karmelem i chyba orzechami, ale zjedliśmy już i na zdjęcia się nie złapała :p
UsuńDziękuję ;)
Uwielbiam Twoje zdjecia! <3
OdpowiedzUsuńhttp://sniadaniowe-wariacje.blogspot.com
Karkonosze obdarzam szczególnym uczuciem. To pierwsze góry, w które zabrali mnie rodzice. Pierwsze góry, gdzie ja zabrałam mojego Ukochanego. Byłam tam ogromną ilość razy, a nadal mnie urzekają. W tym roku również udało mi się je odwiedzić. Szkoda, że nie widziałaś Wielkiego Stawu oraz Śnieżnych Kotłów. A to oznaczenie 0,8 km na Sowią Przełęcz jest rzeczywiście potwornie mylące :D.
OdpowiedzUsuńNa Śnieżne Kotły to ja nigdzie szlaku nie widziałam, a szkoda :/ Być może jeszcze kiedyś odwiedzę te miejsca...
UsuńTak - daje zbyt wiele złudnej nadziei :P
Koledzy z roboty mnie o mało nie zabili jak ich poprowadziłam Sowią Doliną :D.
UsuńNa Śnieżne Kotły bliżej jest ze Szklarskiej Poręby, ale my z Karpacza też chodziliśmy (przez Schronisko Odrodzenie). Wielki Staw widać gdy idzie się szczytami od Słonecznika po Równię pod Śnieżką. Ta trasa jest mega widokowa - widać też z góry Mały Staw z Samotnią. No i jeszcze polecam Kocioł Łomniczki :D.
Mi też się tam ciężko szło :p
UsuńO Wielkim Stawie to czytałam, ale nie zaszliśmy tam niestety, podobnie jak do Słonecznika ;/ A przez Kocioł Łomniczki przechodziliśmy, tylko wcześniej nie byłam tego świadoma, a teraz zobaczyłam zdjęcia w necie :p
Praga jest cudowna i tak jak napisałaś jeden dzień to zdecydowanie za mało aby poznać jej zakątki. Piękne miasto warte zobaczenia :)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się tu relacji z moich ukochanych gór :-) W dzieciństwie też głównie do Zakopanego jeździłam ale odkąd mam dwa psy wędrujemy po Karkonoszach bo tam psy są mile widziane nawet w niektórych schroniskach. W samym Karpaczu byłam głównie przejazdem, żeby zostawić gdzieś samochód. Śnieżkę zdobyliśmy raz ale droga trochę nudnawa była dla nas ;-) Natomiast Śnieżne Kotły wspomniane przez theobrominum-overdose są prześliczne. Polecam również wyprawę w Góry Stołowe, szczególnie na Szczeliniec, Błędne skały czy Skalne Grzyby. To niesamowite jak natura potrafiła wytworzyć takie niesamowite skały i labirynty. Dziękuję że mogłam na nowo przypomnieć sobie o tych pięknych okolicach.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś wybiorę się w Góry Stołowe, dziękuję za ciekawe informacje :)
UsuńŚwietna fotorelacja! W tym roku pokochałam wycieczki w góry. Do tego strasznie lubię przeglądać zdjęcia u innych z górskim krajobrazem w tle, aż chciałoby się teraz spakować plecak i pojechać w jedną :)
OdpowiedzUsuńPraga <3
OdpowiedzUsuńSuper miejsce, a jeśli (tak jak ja :P) nie przepadasz za najzwyklejszymi czekoladami studenckimi polecam ci gorzką firmy ,,Carla"
Jest bajeczna, a każdy kawałek rozpływa się w ustach :)
Nie widziałam takiej, ale jak znalazłam w necie opakowanie to wygląda smakowicie :)
UsuńSuper wycieczka! I ładna pogoda wam się trafiła :)
OdpowiedzUsuńJa też byłam tylko raz w Karpaczu, ale chętnie bym wróciła w tamte strony :) Poszłabym do tej naleśnikarni!
OdpowiedzUsuńciekawie napisane
OdpowiedzUsuń