niedziela, 11 września 2016

Madera - moje spojrzenie na wyspę wiecznej wiosny

Minęło już trochę czasu od mojego powrotu z Madery, więc piszę notkę póki jeszcze pamięć mi na to pozwala. Na wyspie udało mi się oderwać od codziennej rzeczywistości, a i kontakt z elektroniką miałam ograniczony, choć bez codziennego przeglądu blogów i instagrama się nie obyło ;)

Madera to bardzo urokliwa wyspa i każdemu, dla kogo szczytem szczęścia nie jest wylegiwanie się na piaszczystej plaży, mogę ją polecić. Plaże są w większości kamieniste, więc leżakowanie nie jest zbyt komfortowe, ale dla osób lubiących przemierzać świat na własnych nogach to idealne miejsce na spędzenie wakacji - chodząc po górzystym terenie można cały czas zachwycać się bezkresem oceanu. Wypożyczając samochód da się zobaczyć znacznie więcej zakątków wyspy, ale podróżując miejskimi autobusami i pieszo, także w wiele miejsc można dotrzeć ;)


LOTNISKO NA MADERZE
Często można usłyszeć i przeczytać, że lotnisko na Maderze to jedno z najniebezpieczniejszych lotnisk na świecie i pod tym względem w rankingach zajmuje drugie miejsce w Europie. Jest tam jeden pas otoczony wodą i górami, przez co piloci muszą wykazać się sporymi umiejętnościami, aby wylądować. Spodziewałam się zatem większych emocji, ale samolot bez problemów osiadł we właściwym miejscu już za pierwszym podejściem. Pewnie w wietrzne dni bywa ciężej, ale i tak uważam, że nie ma się czego bać, a lądowanie z widokiem na ocean jest bardzo przyjemne ;)

Źródło zdjęcia: http://www.aviavox.nl/GB/93/70/Madeira-Airports-projects-delivered.html
Gdy jechaliśmy do hotelu było ciemno, więc piękno wyspy odkrywaliśmy następnego dnia - już rano z hotelowego balkonu powitał nas poniżej widoczny widok i szum oceanu. W takiej scenerii miło było relaksować się wieczorami.


FUNCHAL
Nasz hotel mieścił się w Funchal, czyli stolicy wyspy, której dużą część udało nam się zobaczyć, gdyż codziennie, poza innymi wycieczkami, chodziliśmy do centrum na spacer. Panował tam specyficzny klimat, miejscami bywało tłoczno, ale przyjemnie - poniższy widok towarzyszył nam podczas wędrówek promenadą.


Na każdym kroku można zobaczyć też palemki, przypominające bardzo wyrośnięte ananasy - tworzą one namiastkę tropików.Temperatura jednak tropikalna nie jest i podczas naszego pobytu oscylowała wokół 25 - 32 stopni. Pod względem klimatu mogłabym zamieszkać na Maderze, nazywanej często krainą wiecznej wiosny, w której nawet zimą jest ok 20 stopni.


W głębi miasta mieszczą się wąskie uliczki, z których kelnerzy zapraszają do swoich restauracji i zachęcają do spróbowania miejscowych potraw - ciężko zerknąć w menu bez zaczepek, szczególnie w godzinach szczytu. 


W Funchal,  prawie zawsze gdy najdzie nas taka ochota, można zanurzyć się w oceanie - wiele osób zażywało kąpieli całościowej, jednak ja ograniczyłam się do moczenia nóg - czasem nawet miałam ochotę cała się pomoczyć, ale po dotknięciu stopą chłodnej wody mi się odechciewało, mimo dość wysokiej temperatury powietrza.


Pogoda sprzyjała opalaniu, ale mnie wylegiwanie się na słońcu nudzi, więc moje plażowanie kończyło się mniej więcej po 20 minutach - pochodziłam chwilę po kamieniach, poczekałam aż wyschnę zachwycając się krajobrazem i miałam dosyć siedzenia na twardym podłożu (a na leżaku przy hotelowym basenie nie wysiedziałam dłużej niż godzinę :P). W innych częściach wyspy zdarzają się plaże piaszczyste, na których wygodnie można poleżeć - są one m.in w Calhecie i Machico, a piasek na nie przywieziono z Sahary. 


Jednym z wartych odwiedzenia miejsc w centrum Funchal jest targ MERCADO DOS LAVRADORES - to chyba najwspanialszy i najbardziej kolorowy targ, na jakim miałam okazję być. O tym miejscu i o owocach, jakie można tam kupić i spróbować napiszę osobną notkę, ale w tej muszę o nim wspomnieć. 


W piątek, który jest dniem handlowym i w sobotę przed południem na targu były tłumy ludzi, a wszędzie pachniało egzotycznymi owocami i warzywami. W inne dni ruch był znacznie mniejszy, ale i wybór bardziej okrojony. Większość produktów dostępnych na rynku znajdziemy też w Polsce, ale część czyni to miejsce wyjątkowym. 


Prym wiodły marakuje, dostępne w wielu smakach - m.in cytrynowa, bananowa, truskawkowa czy pomidorowa i faktycznie różniły się smakiem. Co ciekawe, te które próbowałam na targu były dużo słodsze niż te, które kupiłam, więc nawet miałam podejrzenie, że sprzedawcy czymś je dosładzają :D Oprócz marakuj, można było kupić przepyszne i słodkie mango (chyba najlepsze jakie jadłam w życiu), banano - ananasy, suszone owoce, orzechy i wiele innych pyszności :)



OGRODY NA MADERZE
W centrum miasta jest także wiele parków, część płatnych, ale wszystkie bardzo ładne, choć czasem miałam wrażenie, że roślinom brakuje wody. Jednym z miejsc wartych odwiedzenia jest ogród botaniczny Monte Palace Tropical Garden, zlokalizowany na wzgórzu Monte, na które dojechać można kolejką linową, miejskim autobusem, a także wejść na własnych nogach. 


Wstęp kosztuje 10 euro i za tę cenę można pozachwycać się tamtejszą roślinnością, licznymi fontannami, ciekawymi budynkami i muzeami, m.in minerałów (muszę przyznać, że mnie muzea średnio interesują - jeszcze nie dojrzałam, żeby umieć je doceniać :P). Podobały mi się za to małe domki, które w pełnowymiarowej wersji można zobaczyć w miejscowości Santana, zlokalizowanej w północnej części Madery.


Roślinność jest bardzo różnorodna, a w całym parku roztaczał się bardzo przyjemny zapach świeżości i tropików - pewnie dlatego, że było bardzo ciepło ;)


W parku znajduje się dużo ławeczek, z których można podziwiać fontanny i ciekawe budowle - zwłaszcza na słońcu fajnie było posiedzieć ;)


Warty odwiedzenia jest także mieszczący się w centrum Funchal PARK ŚWIĘTEJ KATARZYNY (Parque de Santa Catarina), z którego podziwiać można port, a wewnątrz mieści się kilka zbiorników wodnych i dużo roślinności. 


Port w Funchal także jest bardzo urokliwy, wokół niego znajduje się dużo restauracji, a widoki w tym rejonie są przecudowne. 



LEWADY
Lewady to dość wąskie kanały służące do transportowania wody na wyspie. Mają one różną długość, zatem na spacer można wybrać najbardziej nam odpowiadającą. Na jedynie 2 lewady dało się dotrzeć transportem publicznym, więc zaliczyliśmy właśnie je. Można wykupić zorganizowaną wycieczkę na konkretne Lewady wraz z przewodnikiem górskim, ale my zdecydowanie wolimy chodzić bez dodatkowego towarzystwa ;)


Autobus miejski (linii 56) zawiózł nas do Riberio Frio, skąd mogliśmy dojść do wybranych lewad. Jedną z nich była Serra do Faial - bardzo prosta trasa, mająca w jedną stronę 1,5 km, a jej pokonanie zajęło nam ok. 30 minut (choć internet przewidywał 1,5h). Na końcu mieści się punkt widokowy Balcoes, z bardzo ładnym krajobrazem.


Wracając do punktu wyjścia czekała na nas druga lewada - do Furado - nieco dłuższa, mierząca 11km, a jej przejście zajęło nam ok. 2,5h, więc ponownie przewidywania internetu i mapek sugerujące, że na ten dystans potrzeba 5h się nie sprawdziły. Sprzyjała nam pogoda, gdyż było sucho, co niwelowało ryzyko poślizgu, a zalecenie posiadania butów trekkingowych i latarki także okazało się zbędne - spacer był bardzo przyjemny, wszędzie pachniało lasem i czasem tylko pojawiał się wyjątkowo wąski odcinek, na którym trzeba było bardziej uważać. 


Lewad nie mogę polecić osobom z lękiem wysokości - było sporo przepaści, od których odgradzały nas jedynie cienkie linki, ale zachowując ostrożność, bez problemu można pokonać całą trasę. Pod koniec zrobiło się bardziej wiejsko i zielono - lubię taką różnorodność :)


Podziwiając lokalną roślinność dotarliśmy do miejscowości Portela, dużo szybciej niż przewidywaliśmy, zdążając tym samym na wcześniejszy autobus.  


Na końcu trasy, poza możliwością zakupu owoców, czekają także malownicze widoki na wyspę - jak ktoś lubi patrzeć na wodę, to na każdym kroku może się zachwycać ;)



PÓŁWYSEP ŚWIĘTEGO WAWRZYŃCA
Jednym z miejsc, które podobało mi się najbardziej był Półwysep Świętego Wawrzyńca - lubię chodzić po górach, a towarzyszące widoki i ocean bardzo uprzyjemniały wycieczkę. Żeby rozpocząć wyprawę trzeba dojechać do Baia D'Abra (a można to zrobić m.in autobusem linii 113).


Wiosną i zimą teren jest zielony, choć prawdę mówiąc ja wolę takie bardziej "pustynne" miejsca i lepiej mi się chodzi w towarzystwie mocnego słońca. Trasa w większej części nie jest specjalnie ciężka i męcząca, dopiero pod koniec robi się trudniej, a w jedną stronę liczy 4km. Przez całą drogę krajobrazy są wspaniałe - ocean oblewający skały to piękny widok ;)


Przy końcu znajduje się plaża, na której można odpocząć, nie przestając podziwiać uroków tego miejsca. Wiele osób kąpało się w "jeziorku" po wędrówce, ale ja tylko umoczyłam nogi i uzupełniłam deficyty kaloryczne na kamieniu ;) Przez chwilę myślałam, że to miejsce to koniec drogi - taka jakby nagroda za trud podróży, ale najcięższy fragment był dopiero przed nami...


Prawie na samej górze mieścił się mały budynek otoczony palmami, ale to także nie koniec - na szczyt prowadziła wąska, kamienista droga, zabezpieczona z grubsza linkami pełniącymi rolę barierek. 


Ten fragment był naprawdę męczący i w pewnym momencie miałam dosyć, ale jak widzi się szczyt, łatwiej naleźć w sobie dodatkowe siły. Trzymając się linek, a momentami używając rąk do asekuracji, wędrowaliśmy na samą górę. 


Na wierzchołku czekał przepiękny widok i dla niego warto było się tam gramolić. Po odpoczynku trzeba było zejść na dół, czyli pokonać tą trasę drugi raz, ale to już poszło dużo szybciej - między innymi dlatego, że nie robiłam co chwilę zdjęć :)



DOLINA ZAKONNIC
Bardzo malowniczym miejscem na Maderze jest również Dolina Zakonnic (Curral das Freiras), zawdzięczająca swoją nazwę zakonnicom, które schroniły się tam przed piratami. Do doliny dojechać można autobusem (nr 81), a droga jest bardzo "atrakcyjna" - wąska, pełna zakrętów i z widowiskowymi przepaściami po jednej stronie. Kierowcy trąbią komunikując swoją obecność na wąskim odcinku i trzeba być wprawionym, żeby podróżować po maderskich drogach. 


Wioska jest bardzo mała, ale mi się podobała - mieściło się w niej kilka sklepów, restauracji i kawiarni - panował tam taki specyficzny klimat. 


Nie ukrywam, że jednym z powodów dla których się tam wybrałam były kasztanowe wypieki, o których wcześniej czytałam. Dolina Zakonnic słynie z jadalnych kasztanów i przysmaków z nich przyrządzonych - m.in wypieków, zup, likierów, a także kasztanów pieczonych. Trochę się bałam, że z racji braku sezonu niczego tam nie uświadczę, ale nie zawiodłam się - były różne chlebki i ciasteczka. 1 listopada w dolinie obchodzone jest Święto Kasztanów - może jeszcze kiedyś będę tam w tym czasie ;)


Kupiłam widoczny powyżej kasztanowy chlebek - jeszcze ciepły okazał się przepyszny i chrupiący, więc dokupiłam jeszcze jeden. Oprócz tego w jednym ze sklepów zaopatrzyłam się w kasztanowe ciasteczka, a gdyby były pieczone kasztany, na pewno bym nie pogardziła. Jedząc tamtejsze wypieki można zerkać na malownicze krajobrazy ;)



CAMARA DE LOBOS
Bardzo podobało mi się też miasto Camara de Lobos - ma w sobie coś tajemniczego. Udało się tam dojść promenadą, biegnącą nad oceanem. 



Dominującą część miasta stanowią pojazdy wodne - różne łódki i kutry, nie brakowało także restauracji i sklepów, a nawet spory bazarek się znalazł ;)



Wracając zatrzymaliśmy się na małe "plażowanie" :)


JEDZENIE NA MADERZE
Madera to miejsce, w którym królują ryby, więc nie jest szczególnym rajem dla wegetarian i liczyłam się z tym wybierając to miejsce na spędzenie wakacji. Do lokalnych przysmaków zaliczana jest ryba espada z pieczonymi bananami i sosem z marakui (szkoda, że samych tych dodatków, np. z grillowanym tofu nigdzie nie było :D), a także espetada, czyli szaszłyk z wołowiny. Typowo wegetariańskiej (o wegańskiej nie wspominając) restauracji nie spotkałam, ale kilka wege dań się znalazło. Wegetariańskie były zupy, jednak zawsze pytałam się, czy na pewno nie są gotowane na mięsie, a poniżej widzicie zdjęcie kremu z warzyw. 


Zupie zazwyczaj towarzyszył lokalny przysmak - bolo de caco, czyli chlebek wypiekany z mąki i batatów, zazwyczaj podawany z dodatkiem masła czosnkowego, więc jak dla mnie to wystarczający obiad i żadnych drugich dań nie potrzebowałam ;)


Jednak masło obecne w środku psuło mi smak wypieku, który najbardziej smakował mi bez żadnych dodatków. Często kupowałam jeszcze ciepły chlebek, charakteryzujący się lekko słodkim smakiem i idealną jak dla mnie puszystością - był dość spory (w domu okazało się, że jeden taki waży ponad 600g), ale można było poprosić o przekrojenie. 


Poza wersją zwykłą można było kupić go z dodatkami - masłem czosnkowym, serem, a także czymś mięsnym. Z masłem czosnkowym był niezły, ale ja, jako zwolennik suchego jedzenia, wolałam wersję plain ;)


Na Maderze jest dość spory wybór ciast, a także wiele cukierni, w których można je kupić i skonsumować. Moim ulubionym stało się chyba muffinko podobne bolo de arroz, zrobione z mąki ryżowej i smakujące jak zwykły, dobrej jakości domowy muffin. 


Sporo było także ciast i deserów z marakui, a szczególnie smaczna okazała się poniżej widoczna rolada. Biszkopt w niej był mięciutki, a krem wyraźnie marakujowy, nie wyczułam też żadnych smakowych wzmacniaczy ;)


Smakował mi także pudding z marakui - bardzo orzeźwiający, ale jak dla mnie trochę przesłodzony. 


Jeśli chodzi o śniadania to zdana byłam na hotelowe propozycje, ale nie mogę narzekać. Przez cały pobyt zjadłam chyba więcej pszenicy i pieczywa niż przez cały ostatni rok :D Codziennie jadłam cieplutkie i mięciutkie rogaliki, chlebki i bułeczki - najczęściej z dżemem albo nutellą  ;)


Nie brakowało też owoców, a najbardziej smakowały mi melony, ananasy oraz małe banany - mam nadzieję, że kelnerzy nie nazywali mnie między sobą pożeraczką tych owoców, bo jak się zjawiałam, to po chwili na talerzach robiło się pusto :D Na szczęście wszystko uzupełniano na bieżąco ;)



A poniżej pokażę Wam moje przykładowe tamtejsze śniadanie - za każdym razem wyglądało podobnie - brałam pieczywo, owoce, dżem, nutellę, pomidory i ogórki oraz pomidora pieczonego, czasem kawę, sok, jogurt i żółty ser, a część tego widać na zdjęciu ;)


A kolację komponowałam z zakupionych w pobliskim markecie lub bazarku przysmaków - często jadłam jogurt sojowy z płatkami, suszonymi owocami i orzechami, owoce, ciasteczka, maderską czekoladę oraz piłam sok - brakuje mi kolacji jedzonych na balkonie z przepięknym widokiem na ocean ;)


W marketach było sporo ciekawych, niedostępnych w Polsce produktów, m.in jogurtów sojowych i płatków śniadaniowych, można było także znaleźć czekolady czy batoniki. Nie będę pokazywać wszystkiego co kupiłam, bo jednej osobie obiecałam niespodziankę ;), ale najbardziej cieszące mnie produkty sfotografowałam. 


Na Maderze wybór ciastek ogółem był mniejszy niż w Polsce, ale zastałam tam nieznane mi dotąd smaki oreo ;) Mleka roślinne były podobne, ale widocznych poniżej dotąd nie piłam - pewnie pojawi się kiedyś recenzja.


Kupiłam też sporo lokalnych przysmaków - Madera słynie z cukierków z kopru włoskiego, które od razu mi zasmakowały. Cukierki były także dostępne w wielu innych smakach - m.in marakujowe, mango, winogronowe, mandarynkowe, a wszystkie jakie jadłam do tej pory okazały się smaczne. Kupiłam też, dla rodziny, lokalne ciasto miodowe bolo de mel de cana (w smaku przypomina polski piernik) oraz ciasteczka kasztanowe (w Dolinie Zakonnic). Na miejscu jadłam wiele maderskich ciastek i nie przewoziłam zbyt wiele, bo pewnie marnie zniosły by podróż. 


Chociaż Madera nie jest rajem dla wegetarian, to owoców tam nie brakuje i można coś bez trudu dla siebie skomponować - jak nie w restauracjach, to zaopatrując się w lokalnych marketach. Podsumowując, wyspę polecam osobom lubiącym zwiedzać świat na własnych nogach, którym wejście pod górę nie sprawia problemu, a także doceniającym piękno górskich krajobrazów, nie mających lęku wysokości i lubiącym słońce ;)

61 komentarzy:

  1. Przepiękne widoki! Maderę wiele razy brałam pod uwagę na wakacje, ale jednak jako miłośniczka morza i pięknych plaż zawsze wybierałam inne miejsca, bo jednak Madera, jak wspominasz, plaże ma raczej mało atrakcyjne. Tak czy siak wyspa faktycznie jest piękna i na pewno kiedyś skuszę się na jej odwiedzenie, tym bardziej że jest mnóstwo bardzo tanich ofert.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam - jak chcesz piaszczystą plażę możesz zamieszkać w Calhecie :)
      Mi się wydaje, że na przestrzeni ostatnich lat Madera podrożała i ciężko o tanią ofertę, ale poza sezonem na pewno łatwiej o takie :)

      Usuń
  2. Czy tylko nas głównie interesuje żarcie?! xD
    Chlebek kasztanowy na pewno i nam by posmakował... czas zrobić eklerki z tej mąki, które od dawna mamy w planach :) Rolada z marakują wygląda tak, że aż ślinka cieknie! Wypiek w naszym konsumenckim stylu xD
    Wyjazd widać, że udany! Widoki wprost urzekające :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością nie tylko Was :S
      Myślę, że Wasze eklerki smakiem ten chlebek przepiją :P

      Usuń
  3. Wow, ależ ta Madera jest piękna! Strasznie Ci zazdroszczę tego wyjazdu! Takie piękne widoki i idealne miejsca dla osoby, która lubi ciągle łazić na wakacjach (takiej jak ja :D). Taka full opcja, bo i morze i góry i palmy...żyć nie umierać :D Jedzonko kuszące, szczególnie te owoce! Kurde, a ja nawet nie jadłam zwykłej marakuji dostępnej w PL ;P Aniu, jesteś śliczna :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli dla Ciebie tez by to było idealne miejsce na wakacje ;)
      Ja w Polsce marakui nie widziałam, ale też specjalnie nie szukałam...
      Nie wydaje mi się, ale dziękuję ;)

      Usuń
  4. Jejku,zaczarował mnie ten post!Przeczytalam z zapartym tchem,tyle sie ciekawego dowiedziałam ,poznałam,nawet twoja twarz zobaczyłam! :D Teraz marzy mi sie Madera,bardzo! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak tam pięknie... jakie wspaniałe widoki, przepięknie.. człowiek już podziwiajac krajobrazy odpoczywa :) Jedzenie również wygląda smacznie i aż się prosi o kosztowanie :) A Ty Aniu??? Jesteś na prawdę bardzo ładna.. śliczna z Ciebie dziewczynka, kobitka ;) Dziękuję za tak piękną wycieczkę po Maderze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krajobrazy ładne, ale trzeba się trochę namęczyć, żeby w niektóre miejsca dotrzeć ;)
      Ja w sobie ładności nie widzę, ale dziękuję za miłe słowa ;)

      Usuń
  6. Przepiękna jest Madera i jak będę miała okazję szarpnąć się na jakieś zagraniczne wakacje, to obiorę ten kierunek :) Bo marzyła mi się z siostrą Lizbona, ale Madera wygląda o wiele, wiele lepiej. Choć może brakowałoby mi kąpieli w ciepłej wodzie (w końcu to ocean), to my jesteśmy z gatunku tych ruchliwych i zdecydowanie uwielbiamy zgłębiać zakamarki miasteczek, urokliwe tawerny nad promenadą, sklepiki, parki :)
    O lotnisku na Maderze oglądałam chyba jakiś dokument - możliwe nawet, że z serii "Katastrofy w przestworzach" (bardzo lubię tę tematykę) i faktycznie robiło wrażenie :) Zdaje się, że jeszcze na Malcie i w Szwajcarii są takie niebezpieczne lądowiska. Widok z okna mieliście przepiękny :) Mercado dos lavradores było w komedii romantycznej "Miłość na wybiegu" (kiedyś moja ulubiona polska xD) i na pewno jest warte odwiedzenia - chyba musiałabym wziąć ze sobą całą walizkę (opróżnioną), żeby spróbować tych wszystkich owoców (połączenie banana z ananasem? chcę!). A mango ponoć są wyśmienite w Australii - akurat jak przylecę, to będzie sezon, więc się przekonam :D
    Nie słyszałam o wielu miejscach, które tu przedstawiłaś (np. o Dolinie Zakonnic - kulinarny kasztanowy must visit :D).
    Za Oreo, jak pewnie wiesz, nie szaleję (nie ze względu na skład, ale po prostu wolę Hity :P), ale ciekawe są te limitki. Także zachęcające są te mleka roślinne i jogurty :) A jeśli chodzi generalnie o kuchnię, to jest chyba bardzo podobna do hiszpańskiej - dużo ryb i owoców morza, smażone lub tłuste słodkie bułeczki, pączuszki i ciasteczka, słodkie cukierki lub lizaki, egzotyczne owoce...
    Piękną miałaś podróż i ciężko by mi było po takiej wrócić do rzeczywistości - chociaż Polska też jest przepiękna! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A my z kolei myślimy o Lizbonie i w ogóle Portugalii kontynentalnej ;)
      Ja też bardzo lubię filmy o katastrofach lotniczych :) O lotnisku na Malcie to nie powiedziałabym, że jest niebezpieczne, a pierwsze miejsce w Europie zajmuje chyba to na Gibraltarze.

      Ten banano - ananas by w całości do Ciebie nie doszedł, a szkoda :/ No i ciężko by było go jakoś upakować :D
      Autralijskie mango brzmi super - ciekawe czy lepsze niż maderskie - może kiedyś się przekonam ;)

      Myślę, że kuchnia bardzo podobna jest do hiszpańskiej - w końcu to niedaleko ;)

      Usuń
    2. O, to możliwe, że Maltę z Gibraltarem pomyliłam (tzn. geograficznie wiem, co gdzie leży, ale lotniska pomyliłam) :)

      A ten banano-ananas to kształtem przypominał kukurydzę? Takie coś podłużne, co wstawiałaś na instagrama? :D

      Usuń
    3. Tak, to właśnie to :P

      Usuń
  7. jakie widoki,jakie smaki,ach,zazdroszczę:) Też szybko się nudzę opalaniem,dwa kwadranse i mnie całą nosi:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakie masz piękne włosy... jakie gęste... to genetycznie czy przez dietę bogatą w orzechy? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Włosy mam gęste (choć bez przesady) po mamie, ale jakiś czas temu mi wypadały i sporo straciłam :/ Ostatnio prawie mi nie wypadają i podejrzewam, że to dzięki kaszy jaglanej, którą regularnie jem i orzechy pewnie tez mają w tym swój udział ;D

      Usuń
    2. Właśnie też to miałam pisać - gęste i puszyste :)

      Usuń
    3. Puszystość się pokazuje zwłaszcza jak jest wilgotno - wtedy nie wiem co z nimi robić :D

      Usuń
  9. Jestem pod wielkim wrażeniem tego miejsca. Pokazałaś jego piękno i niezwykłość. Niby kilka zdjęć, a ja już się zakochałam. Wspaniałe widoki, targi, egzotyka, moc owoców. Muszę tam kiedyś pojechać. Rajski świat!
    A te różnosmakowe Oreo też bym z chęcią dorwała. Ciekawe jak smakują... ;)
    Pozdrowionka cieplutkie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama jestem ciekawa ich smaku - jeszcze trochę na swoją kolej poczekają :P

      Usuń
  10. Pudding z marakui wygląda obłędnie! Ach, zazdroszczę Ci tych widoków, tego jedzenia, tych wspomnień! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. świetna relacja! bardzo piękne zdjęcia :) cieszę się, że tak przyjemnie spędziłaś czas! 'roślinnie' da się jeść wszędzie, tylko trzeba chcieć! :) poradziłaś sobie idealnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ale mi było łatwiej, bo nie jestem na diecie wegańskiej - nie wiem czy te wszystkie bułeczki i rogaliki (a ciasta na pewno) nie miały mleka. Trzeba na każdym kroku o wszystko pytać i czytać składy, ale jak się chce to się da ;)

      Usuń
  12. Kocham nastrojowe miasteczka, ich wąskie uliczki i dni targowe (siedziałabym tam chyba cały dzień :D). A jak zdarzy się, przyjeżdżam gdzieś nocą/wieczorem, to aż mnie trzepie do rana, żeby iść już zwiedzać. W sumie to zawsze lecę w nocy (skądinąd nigdy nie jest AŻ TAK późno). Smaczne zbiory jedzonkowe i rewelacyjny wpis, udzielił mi się klimat :)

    PS Jeszcze jedno, bo bym zapomniała. Na mnie działa pozytywnie już samo słowo WYSPA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam tak samo z miastami, choć widok oceanu i przepaści lubię jeszcze bardziej ;)
      A zwiedzać wolę w dzień, choć nocą jest inny klimat ;)

      Usuń
  13. Nie wypada zazdrościć, ale zazdroszczę:) W tym roku nie dostałam urlopu, więc tym bardziej... Cieszę się, że Ci się udały wakacje i miło Cię wreszcie zobaczyć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może niedługo dostaniesz urlop i wybierzesz się w jakieś cudowne miejsce i tego Ci życzę ;)

      Usuń
  14. Przepiękne miejsce i wspaniała relacja:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Widziałam już cudne zdjęcia na Twoim instagramie, teraz mam jeszcze większe wooow! :D Piękna relacja!

    OdpowiedzUsuń
  16. Naprawdę urokliwa ta wyspa! Nie przepadam za wylegiwaniem się w słońcu na plaży, więc ich kamienistość pewnie by mi przypadła do gustu. :)
    bolo de caco kłamie, gdzie tam kakao? :c Ile pyszności... Ostatnie zdjęcie chyba najbardziej zachwyca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kakao brak, ale mi się w ogóle to z kakao nie kojarzy - gdyby było bolo de cocoa, to już bym się spodziewała ;)

      Usuń
  17. Ależ mi się przyjemnie czytało ten post :) Piękne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetna relacja z podróży :) Wiem, czego spodziewać się na Maderze, na której jeszcze nie byłam. Z ostatnich wakacji przywiozłam tyle smakołyków, że musiałam dopłacić za nadbagaż ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam dość lekki bagaż w tamtą stronę i wracając 10kg mogłam przeznaczyć na maderskie zdobycze ;)

      Usuń
  19. Piękne miejsce i wspaniała relacja :)
    Tez mogłabym tam zamieszkać - tylko ta zimna woda trochę zniechęca :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla miłośników morskich kąpieli nie bedzie to wymarzone miejsce do życia :)

      Usuń
  20. Madera- wyspa wiecznej wiosny :) marzy mi się !!!

    OdpowiedzUsuń
  21. Jak pięknie... Jedno słowo- bajka <3

    OdpowiedzUsuń
  22. Widoki, jedzenie i na dokładkę miętowy lakier... Cud, miód i uśmiech Iwonki :D

    OdpowiedzUsuń
  23. Dopiero w to lato oglądałam zdjęcia przedstawiające Maderę. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia! To miejsce to raj na Ziemi! Nigdy nie leciałam samolotem i przyznam się, że mam pewne obawy do podróżowania tym środkiem transportu, ale lądowanie z widokiem na ocean brzmi cudownie! Sądzę, że przez chwilę zapomniałabym o własnym lęku. Półwysep Świętego Wawrzyńca najbardziej mi się podoba - cudowne widoki i te kolory! Uwielbiam różnego typu chlebki, dlatego bolo de caso do mnie przemawia. Najlepsze są właśnie bez dodatków, masło rzeczywiście było tu zbędne. Tymi rogalikami i bułeczkami narobiłaś mi smaka na wypieki ;D
    Masz co wspominać ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Latania samolotem nie ma się co bać - to cudowny środek transportu, a lądowanie nad wodą jest super :)
      A Wawrzyniec jest zdecydowanie moim ulubionym miejscem na Maderze, a zaraz po nim targ :)

      Usuń
  24. Wspaniałe zdjęcia, super post :) chlebek prezentuje się świetnie i nie dziwię się, że poszłaś po jeszcze jeden :)) owoce to smak każdych wakacji <3 ja uwielbiam wczasy za granicą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Chlebki kupowałam codziennie a 1 nawet przywiozłam i zamroziłam :)

      Usuń
  25. To dopiero miałaś wyjazd! O*O przepiękny kolor morza, miasto bardzo urokliwe i ta inność wszędzie, od jedzenia po rośliny i ludzi! Mimo to zaczynam doceniać polskie morze coraz bardziej chociażby ze względu na piaszczysty piasek... Nie żeby kamyczki były złe też mają swój urok, to na pewno! Agh, to witamy w codzienności :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja polskie morze średnio lubię - wszędzie piach, tłumy ludzi (w sezonie) i pogoda niewiadoma :P

      Usuń
  26. Wyspa wygląda przepięknie! Zazdroszczę takiego wyjazdu:D
    Mam dokładnie takie samo podejście do plażowania. Wole spacerki;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Chodzenie na pewno przynosi więcej korzyści :)

      Usuń
  27. Ale pięknie! Dawno temu na TVN leciał serial, który na początku dział się na Maderze i wtedy powiedziałam sobie, że muszę tam polecieć. Jedzenie, plaża, pogoda - czego chcieć więcej <3
    www.ekocozy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i życzę Ci aby udało Ci się tam dotrzeć ;)

      Usuń
  28. Super miejsce, piękne zdjęcia! Ciekawe jedzonko :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Twój wpis przeniósł mnie w niesamowite miejsce, pragnę tam się wybrać. Zakochałabym się w Maderze od pierwszego spojrzenia

    OdpowiedzUsuń
  30. Nigdy nie byłem. Ładne zdjęcia. :-)
    Btw., zastanawiam się nad rozpuszczalnością związków z lakieru do paznokci i przenikaniem ich do środowiska...

    OdpowiedzUsuń
  31. Super relacja ,fajnie Cię widzieć na zdjęciach,pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  32. Mi już od pewnego czasu marzy się wyjazd na Maderę, a po przeczytaniu Twojej relacji tylko utwierdziłam się w tych zamiarach :) Przepiękne widoki, fajne atrakcje i jedzenie też całkiem interesujące. Zaraz zabieram się za czytanie postu o spożywczym targu :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Właśnie w środę lecę na Maderę, bardzo ciekawy post :)
    W wolnej chwili zapraszam do mnie: https://smilingshrimp.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udanego wyjazdu Ci zatem życzę :)
      Na Twojego bloga pewno zajrzę ;)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Zobacz także

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...