Chociaż Święta już minęły, w moim dzisiejszym menu nie zabrakło świątecznych potraw i teraz mogę napisać, że wyjadłam prawie wszystkie resztki (zostało mi jeszcze kilka nieudekorowanych pierniczków). Wszystko było pyszne, ale przez duże spożycie ciast w ostatnich dniach (a było w czym wybierać, zwłaszcza w Wigilię, kiedy to połączyły się wypieki z kilku domów :)), przez moment miałam dosyć wszystkiego co słodkie. Teraz już prawie odzyskałam wewnętrzną równowagę, a dzisiaj, pierwszy raz od chyba tygodnia, jadłam zielone warzywa, do czego w dużej mierze zmotywował mnie blog - gdyby nie notka, zapewne bym ich nie upiekła, zadowalając się samymi krokietami :D
I ponownie jadłospis nie jest wegański - tym razem za sprawą obiadowych krokietów (w ramach urozmaicenia wyjadanych resztek, dwa ostatnie odgrzałam w piekarniku ;)) oraz podwieczorkowego sernika. W śniadaniu rolę główną odegrała kasza jaglana, przeistaczając się w pyszny, kremowy budyń, który dopełniłam mnóstwem dodatków. A kolacja to mój klasyczny zestaw na piątek - chyba 2 tygodnie nie jadłam już ziemniaków i takiej surówki :D Dzisiaj także nie podaję wartości odżywczych, bo zbyt dużo tutaj niejasności, ale wszystko było pyszne ;)
- czekoladowy budyń jaglany zrobiony z 55g kaszy jaglanej, połowy gruszki, połowy banana, łyżeczki cukru kokosowego, łyżeczki kakao, 150ml mleka sojowego z dodatkiem orzechów (włoskich, laskowych i 1 brazylijskiego - łącznie 20g), suszonej morwy, kostki czekolady 72% (10g) i małej kostki mlecznej czekolady wegańskiej
- rozmrożone wiśnie i porzeczki, pozostała połowa gruszki, 1/3 mango
- czystek
A przed śniadaniem, jak w każdy piątek, na wzmocnienie układu immunologicznego wypiłam wodę z sokiem z połowy pomarańczy, połowy cytryny, 3/4 łyżeczki witaminy C, łyżeczki miodu i łyżeczki syropu z lipy
OBIAD
- 2 krokiety autorstwa mojej mamy - naleśniki zrobione z mąki pszennej, jajek, mleka, wody gazowanej i szczypty soli z farszem z pieczarek podsmażonych wraz z cebulą i przyprawami na oleju, odgrzane w piekarniku
- pieczone warzywa - brokuły, fasolka szparagowa, groszek zielony, 2 topinamburki z łyżeczką oleju kokosowego i czosnkiem
- barszcz czerwony (powstały po ugotowaniu wody z burakami, marchewką, pietruszką, selerem, kwaskiem cytrynowym, solą i pieprzem + woda z gotowania suszonych grzybów) z kilkoma kawałkami buraczków z barszczu
PODWIECZOREK
- kawałek sernika tradycyjnego z rodzynkami (zrobionego z twarogu półtłustego, jajek, masła, cukru, wanilii, mąki ziemniaczanej i rodzynek) + na wierzchu roztopiona ciemna czekolada 85% i karmelowa, 2 pierniczki, 2 ciasteczka kruche z pekankami autorstwa kuzynki, 2 kostki czekolady surowej z jagodami goji
- duży ligol, kakao surowe z mlekiem sojowym, łyżeczką miodu i chlustem syropu kokosowego
- odgrzane w mikrofalówce ziemniaki (250g) z łyżeczką oleju lnianego i łyżeczką tahini, posypane ziołami, surówka z marchewki, jabłka i soku z cytryny z łyżeczką pestek dyni, 1/4 awokado
- rumianek
To już ostatni jadłospis w tym roku - jutro Sylwester, a potem przywita nas Nowy Rok - życzę Wam, aby był dla Was szczęśliwy i pełen pozytywnych przygód. A wszystkim planującym zabawę sylwestrową, życzę udanej i niezapomnianej nocy :)
Cudownego Nowego Roku :)
OdpowiedzUsuńAle mnie kusi ten budyń jaglany :)
Dzięki :)
UsuńTo ja poproszę :)
OdpowiedzUsuńAż nabrałam ochoty na takie pyszne krokieciki i do tego obowiązkowo oczywiście barszczyk czerwony. Duet znany i lubiany :)
OdpowiedzUsuńA kolacja przepyszna! Pozdrawiam!
Ja także uwielbiam ten duet i bardzo kojarzy mi się ze Świętami :)
UsuńTeż już miałam dość słodkości, chociaż teraz tak jak Ty powoli wracam do równowagi ;) Też nie mogłam się doczekać czegoś innego i z chęcią zrobiłam sobie po świętach warzywa :) Jadłospis jak zwykle pysznie się prezentuje i zbliża Ci się ten setny ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie - jubileuszowy :D Postaram się, aby był zdrowy, już bez żadnych ciast :P
Usuńdużo fajnych rzeczy do jedzenia tu widzę :)
OdpowiedzUsuńu mnie też w tym roku były krokiety i barszczyk i obowiązkowo sernik <3
UsuńTo chyba świąteczne standardy w wielu domach ;)
UsuńJak Ci się udało taki malutki kawałeczek sernika ukroić? :) Ja w sumie mam niedosyt potraw świątecznych, bo przez operację gardła jadłam jak myszka, w dodatku tylko miękkie i nieprzyprawione rzeczy. Jedyne, czego mam dość, to pasztet. Tata się postarał i pierwszy raz w życiu upiekł pasztet wegański, specjalnie dla mnie. Był pyszny, ale upiekł kilka kilogramów i teraz jem go na śniadanie, obiad i kolację :o
OdpowiedzUsuńNo, ale nie o sobie miałam pisać, tylko życzyć Ci wspaniałego roku 2017!
To resztka, była już ukrojona i wcale nie taka mała - tak się wydaje, bo talerz był spory :D
UsuńTo współczuję ubogości jadłospisu :/ A pasztet planuję robić jutro ;)
Dzięki ;)
Budyń wydaje się być bardzo gęsty, kremowy a zarazem puszysty :)
OdpowiedzUsuńPuszysty nie był, ale gęsty i kremowy jak najbardziej ;)
UsuńA!No i mam przepis na budyń :D A jadłospis pyszny jak zawsze ;)
OdpowiedzUsuńNa insta też napisałam przepis :)) Cieszę się, że Ci się podoba;)
UsuńW Święta kiedy na stole mamy tyle różnych smakołyków ciężko jest się im oprzeć :) Zastanawiam się ile osób w Święta w 90% składa się z ciasta :D
OdpowiedzUsuńTwój jadłospis jak zwykle zachwyca różnorodnością i smakołykami - cięzko jest się im oprzeć ;)
Krokiety wyglądają bardzo smacznie, ale myślałam, ze to takie panierowane naleśniki :) W takim razie u Was w domu naleśniki to tylko na słodko? ;)
Nigdy nie piekłam fasolki szparagowej i groszku - powiesz jak upiekłaś warzywa?
Dziękuję za życzenia. W zbliżającym Nowym Roku chciałabym życzyć Tobie i Twojej rodzinie dużo szczęścia, sukcesów, wspaniałych chwil. Niech to będzie udany rok tak jak zabawa sylwestrowa (jeśli na taką się wybierasz) :)
Myślę, że nie aż tak wiele i Ci co jedzą mięso wybierają ryby - w końcu ich nie brakuje w Święta w większości domów.
UsuńKrokiety te się panieruje i smaży, ale ja takich nie lubię i albo odsmażam ba oleju bez panierki, albo odgrzewam w mikrofali, a dzisiaj dla odmiany upiekłam :D Ale tak - naleśniki u nas (takie rodzinne) je się tylko na słodko.
Warzywa zalałam na chwilę wrzątkiem, a potem wymieszałam z olejem kokosowym, przyprawą i upiekłam - może ze 20 minut...
Dzięki za życzenia ;)
Chyba najlepsze są właśnie takie naleśniki/krokiety bez panierki, ale tez zalezy kto co lubi :)
UsuńDziękuję - spróbuję tak zrobić :) Warzywa kupujesz świeże, czy zdarza Ci się również kupić mrożone? ;)
Zależy które - teraz np. brukselki i brokuły kupuję świeże (brokuły z importu moim zdaniem smakują jak polskie, a na brukselki jest sezon), ale fasolkę mrożoną ;)
UsuńMenu jak zawsze pyszne, ale tym razem stawiam na krokiety z pieczonymi warzywami. Krokiety wyglądają tak bardzo domowo i widać, że były robione z sercem :)
OdpowiedzUsuńDługo się z nimi zeszło, ale wyszły pyszne :))
UsuńMasz bulimię ?
OdpowiedzUsuńNie mam i nigdy nie miałam, dlaczego pytasz?
UsuńNiby jesz a pewnie wszystko zwracasz
UsuńMyśl jak uważasz, Twoje przypuszczenia mnie nie interesują :D
UsuńZdecydowanie z tego wszystkiego wygrywa dla mnie śniadanie :) Kocham jaglankę! Nawet na wytrawnie mi posmakowała.
OdpowiedzUsuńAniu, Tobie też szczęśliwego, nowego roku! :)
Na wytrawnie z warzywami też ją bardO lubię.
UsuńDziękuję :)
Tobie też życzę samych radości w nadchodzącym roku
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
UsuńCaly jadlospis byl bardzo apetyczny :D Moja mama robi takie nalesniki z pieczarkami, i dodatkowo polewa je sosem czosnkowym :)
OdpowiedzUsuńA czekoladowa jaglanka kolorem skradla moje serce <3
Swoja droga, dawno nie jadlam ziemniakow :D A fasolke zjem dzisiaj, o.
U nas się sosu czosnkowego nie jada, nawet nigdy nie robiłam.
UsuńJaglanka była pyszna ;))
Same pyszności ^^ Ps. Nie popieram jednak korzystania z mikrofali
OdpowiedzUsuńA ja do tego urządzenia nic nie mam :)
UsuńA wiesz że twaróg jest bardzo niezdrowy?
OdpowiedzUsuńZdaje sobie z tego sprawę ;)
UsuńŚniadanie na deser i obiad na obiad. Mniam!
OdpowiedzUsuńDobrego nowego roku i miło spędzonego sylwestra :)
Dzięki :)
UsuńBardzo smakowity jadłospis, dużo w nim aromatów i przeróżnych składników :)
OdpowiedzUsuńNajbardziej kusi mnie budyń jaglany :)
Wszystkiego, co najlepsze w Nowym Roku - dużo zdrowia, radości, miłości i szczęścia :)
Budyń przepyszny, ostatnio mam na takie fazę :)
UsuńAch resztki ze Świąt to dla mnie zawsze zmora,pyszne są te rzeczy,ale mam dość widoku już pierników itd w drugi dzień świąt :D A menu rewelacja <3 Kaszę jaglaną już nie raz miksowałam na budyń i uwielbiam <3 Naleśniki obiadowe też bym chętnie porwała i jeszcze ten sernik, omom *.*
OdpowiedzUsuńI tym samym życzę kochana pomyślności i szczęścia na nowy rok, żebyś dalej nas tu pięknie inspirowała i żeby spełniły się Twoje zamierzenia na ten rok :)
A ja lubię te resztki, choć czasem tęsknię za poczciwymi warzywami z kaszą :)
UsuńDziękuję :)
Te krokiety i warzywka wyglądają wspaniale :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie musimy zrobić jaglany budyń, musi być pyszny.
Tobie również życzymy wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku!
Dziękuję :)
UsuńNa wstępie zaznaczę, że bardzo cenię sobie Twój blog, mam go zapisanego w zakładkach i odwiedzam regularnie. Już kilka razy chciałem napisać, że podziwiam zwłaszcza Twoje posty prezentujące całodniowe jadłospisy. To Ty mnie zresztą zainspirowałaś do używania Cronometru.
OdpowiedzUsuńMam za każdym razem taką refleksję, że zwykle jem (kalorycznie i objętościowo - po prostu czasami nie mogę już w siebie "wepchnąć" więcej) mniej niż to co Ty prezentujesz w tej serii postów, moja dieta jest w całości wegańska, a i tak tyję, albo przynajmniej mam problemy z utrzymaniem pożądanej wagi.
Ciekaw jestem, z czego to wynika. Odrzucając dywagacje na temat genów i "powolności" lub "szybkości" metabolizmu, może masz jakieś przemyślenia na temat sukcesu Twojej diety...? Zauważyłem, że nieco trudniej przychodzi "wyrabianie" mi normy niektórych składników w mojej diecie, np. potasu (ten - za radą lekarza - suplementuję), cynku czy niektórych aminokwasów (zwłaszcza metioniny i lizyny). Ciekawe, czy to może być przyczyną odmiennego "działania" naszych diet...
W każdym razie dzięki za tego bloga. I życzę wszystkiego dobrego w nowym roku. :-)
Na wstępie bardzo dziękuję za miłe słowa :)
UsuńNie mam żadnych głebszych przemyśleń... Może to kwestia aktywności fizycznej, jak to u Ciebie wygląda? Ja konkretnego sportu nie uprawiam, ale na co dzień sporo chodzę (minimum godzinę), dziś np. przez prawie godzinę byłam na rowerze w lesie. No i ja nie jem całkiem wegańsko, choć nawet w tygodnie 100% vegan wagę utrzymywałam, więc chyba nie jest to znaczące.. A jak z Twoją wagą, jest w normie ?
Co do aminokwasów, to nigdy cronometer nie pokazywał mi niedoborów, ale na lizyne ostatnio zwracam większą uwagę. Z potasem jest teraz ciężej niż latem, ale też daję radę ;)
Bardzo dziękuję i wzajemnie :)
Ania ma większe doświadczenie i wiedzę niż ja, ale kluczem są też proporcje makroskładników. Każdy trochę inaczej metabolizuje tłuszcze, węgle i białka - tym akurat zajmuje się nutrigenetyka. No i wiadomo - tarczyca, poza wspomnianą aktywnością, także ma ogromny wpływ :)
UsuńDzięki za odpowiedź. :-)
UsuńJa też nie uprawiam sportu, ale mam tej aktywności trochę, co zresztą Cronometer też mi pomaga oszacować. Zrezygnowałem z samochodu, więc do pracy jeżdżę rowerem (prawie przez cały rok, poza jakimiś dniami, gdy bardzo pada) lub chodzę. Tak samo z zakupami czy innymi sprawami. Oczywiście to nie jest ten rodzaj aktywności, że spala się bardzo dużo, ale trzyma mnie to w całkiem niezłej formie. Mimo tego mam nadwagę, zawsze miałem (może nawet by mi samo wskazanie wagi nie przeszkadzało, gdyby nie to, że czuję się taki nabrzmiały, nalany ;-) zwłaszcza w okresie zimowym właśnie). Jedyny moment, kiedy zjechałem z wagą do takiej, jaką chciałbym mieć i jaka jest zalecana, to po diecie Dukana (tak, mnie też dosięgło to przekleństwo).
Oczywiście konsultowałem się z tzw. specjalistami, ale to też mi nigdy nie pomogło. Od absurdalnych rad w stylu "trzeba zacząć znowu jeść mięso" (WTF?!), po ślepe tropy (długotrwałe i kosztowne badania tarczycy i wątroby, które pokazały, że wszystko jest z tymi narządami w porządku).
Na pewno w nowym roku chcę zadbać o większą regularność, ale nie wiem, czy znów nie poniosę porażki, bo przy nieregularnym rozłożeniu pracy w tygodniu, trudno jest zawsze zjeść drugie śniadanie czy obiad o mniej więcej tej samej godzinie.
Czemu akurat na lizynę zwracasz większą uwagę? A zapotrzebowanie na potas czym pokrywasz? Ziemniaki? :-)
Jeśli masz nadwagę, to może powinieneś trochę zmniejszyć dzienne spożycie kalorii. Pisałeś wcześniej, że czasami nie możesz w siebie wepchnąć więcej - powinieneś słuchać organizmu, nie dopychać się na siłę i skończyć jedzenie jak poczujesz, że to już pora :) Nie ma potrzeby dopychania się w przypadku nadwagi :)
UsuńCzasem warto poeksperymenować z rozkładem makro, tak jak pisała Ola, każdy trawi lepiej co innego. Wiem, że im więcej człowiek czyta, tym bardziej "głupieje", wszystkie style życia mają swoje racje (jednym służy żywność raw, innym surowizna szkodzi, a służy im skrobia, innym szkodzi gluten itp.), dlatego trzeba na sobie testować co sprawdzi się najlepiej.
Ja też jem średnio regularnie i nie będę tego szczególnie zmieniać. Ogólnie staram się nie jeść zbyt często (tak co ok. 4 - 5h, unikam "dożerania" między posiłkami owoców czy np. kostki czekolady), ale różnie mi to wychodzi - czasem w sobotę mam wrażenie, że cały dzień coś jem :D
O lizynę najtrudniej w diecie wegańskiej i jej zawsze mam najmniej w wyliczeniach na cronometerze, jednak zawsze w normie :)
Ziemniaki jem w piątki i niedzielę, więc nie jest to moje codzienne źródło potasu :D Staram się często dodawać koncentrat pomidorowy do dań warzywnych i w wielu warzywach czy owocach także znajduje się ten pierwiastek. Być może też jem go za mało (na co dzień nie wpisuję wszystkiego w crono), ale niedoborów nie czuję póki co :)
Ta rada jest dobra, ale... ;-) Ja z moim dziennym zestawieniem kalorycznym zamykam się najczęściej poniżej 2000 kcal, bardzo często w dniu roboczym jest to 1500-1600 kcal (i to właśnie "dopchnięte"). Serio! Mało kto mi wierzy. Nawet teraz w okresie świątecznym Cronometr w zestawieniu za cały tydzień pokazywał mi średnią dzienną kaloryczności nieco ponad 1800 kcal. Efekt jest taki, że niektórzy patrzą na mnie jak na jakieś dziwadło albo kłamczucha, bo niby jak to, że weganin (to już prawie 4 lata, a wcześniej przez 10 różne stadia wegetarianizmu), a wcale nie chudy. ;-) Oczywiście średnio mnie akurat te opinie ludzi obchodzą, ale sposób działania mojego organizmu jest dla mnie straszną zagadką.
UsuńJeszcze jedna rzecz, która mnie różni od Ciebie, to to, że u mnie bardzo rzadko pojawiają się słodycze (w to ludzie też mi nie wierzą :-D). Nie przepadam za słodkim smakiem samym w sobie (lubię za to kombinacje ze słodkim smakiem w "wytrawnych" potrawach), czekoladę jadam może raz, dwa razy w roku, ciasto zdarza mi się piec tylko na Wielkanoc i Boże Narodzenie, jako deser wybieram najczęściej surowy owoc (a często w ogóle deseru nie ma, za to podwieczorek - jeśli jest - to u mnie jest raczej wytrawny).
Nie chcę jakoś specjalnie zajmować swoją osobą Twoich komentarzy. Na koniec napiszę tylko, że ja akurat z lizyną zwykle jednak się wyrabiam lekko ponad normę i zauważyłem, że bardzo temu pomaga uwzględnienie w codziennym menu fasoli i innych strączków. Pomaga też żytni chleb. Gorzej jest z metioniną. Z kolei potas udaje mi się "wyrabiać", gdy mam w menu banany i ziemniaki właśnie. Jeśli tych dwóch składników w jadłospisie brakuje, to najczęściej nie dobijam do normy.
To faktycznie, nadmiar kalorii na pewno nie jest powodem Twojej nadwagi...
UsuńW okresie świątecznym nie wpisywałam tego co jadłam do cronomtera i wydaje mi się, że same ciasta przekroczyły by dzienny limit.
No właśnie ja lubię słodkie rzeczy choć nie tak jak kiedyś - mogłabym bez większego smutku żyć bez ciast czy batonów - czasem to jem je tylko dlatego, że akurat mam w domu albo że termin ważności mi każe :/ Czekoladę jem za to codziennie, zazwyczaj ciemną i bez niej może by mi było smutniej, ale też nie jest to konieczny element mojego wyżywienia ;)
Mnie także lizyna wychodzi ponad normę (ok. 160 - 200% w ostatnich wyliczeniach) - u mnie głównym jej źródłem są płatki owsiane, ziemniaki, chleb żytni tego co widzę - zależy od dnia. Metioninę też mam zawsze w normie. Ogólnie, im się je mniej kalorii, tym mniej tych aminokwasów wyjdzie, bo i mniej jedzenia.
Też zauważyłam, że ostatnio z potasem u mnie dużo częściej i często jestem na granicy normy. Muszę któregoś dnia wpisać to co jem w dzień inny niż piątek, a w ogóle to dawno już nic w cronometera nie wpisywałam...
A może właśnie mocno zwolnił Ci metabolizm tym niedoborem kalorii? Aniu, jak myślisz, czy ruszyłoby coś, gdyby podbić kaloryczność tłuszczami? (Mają małą objętość, a dużą wartość kaloryczną) Albo może jakieś nietolerancje pokarmowe powodują taką sytuację?
UsuńPrzepraszam, że się wtrącam, to nie ze wścibstwa, tylko lubię tematy dietetyczne :)
EllaCanto:
UsuńTakie wytłumaczenie usłyszałem od jednej dietetyczki, dlatego staram się właśnie "przez rozsądek" jeść więcej, a zwłaszcza nie omijać posiłków. Ten pomysł z olejami stosuję oczywiście. Zwykle do posiłku zabieranego do pracy (kasza lub jakieś strączki plus warzywa gotowane na parze) dodaję łyżeczkę oleju lnianego lub konopnego, czasami zmuszam się do wlania całej łyżki, ale to już mi mniej pasuje, albo stosuję tradycyjnie polski sposób przesmażania bułki tartej i polewania tym (to wychodzi najbardziej kalorycznie). Jak nie zapomnę, to do pojemnika dorzucam też garść uprażonego słonecznika, dyni lub jakichś orzechów. No i jak zrobię taki posiłek na wypasie, to dzięki temu "podbiję" ogólną kaloryczność dzienną do tych 1800 czy nawet 1900 kcal (łyżka stołowa oleju - circa 120 kcal, garść ziaren - circa 200 kcal). Ale często mam problem, żeby zjeść to, co zabiorę do pracy, więc wraca to ze mną do domu i dojadam to na kolację (rezygnując już z kolejnej porcji kalorii, pierwotnie planowanych na kolację).
Co do nietolerancji, to miałem robione testy uczuleniowe, ale nic nie wykazały. Z obserwacji już dawno widziałem, że nie służy mi świeże mleko - dlatego między innymi wyleciało z mojej diety. Z kolei po fermentowanym nabiale miałem tzw. zgagę, więc też je pożegnałem. Teraz jedyne problemy żołądkowe, jakie miewam, to po kawie rozpuszczalnej, dlatego staram się jej unikać (no, nie zawsze się udaje, przyznaję).
AniaS:
Ja z Cronometra korzystam regularnie. Bardzo jestem Ci wdzięczny za to odkrycie, bo to naprawdę Twoje posty we mnie wywołały ciekawość, żeby tej aplikacji używać. Oczywiście nie zawsze codziennie wszystko wpisuję od razu, ale kiedy nie mogę usiąść do komputera, wtedy staram się notować w kalendarzu, co zjadłem. Pomogło mi to też uporządkować plan swoich posiłków. Kupiłem też sobie nową wagę, bo myślałem, że może moja stara się zepsuła i stąd mi takie dziwne wskazania wychodzą... Ale jednak nie. ;-) Naprawdę polecam teraz wszystkim tę aplikację.
Ola, trudno powiedzieć, moim zdaniem to zależy od indywidualnego metabolizmu tłuszczów...
UsuńAnonimie, a jak u Ciebie jest z glutenem, jesz go na co dzień w znacznych ilościach? Tak z obserwacji widzę, że sporo osób, które nie mogą schudnąć na niskokalorycznej diecie, jak odstawią gluten to łatwiej chudną, choć to bardzo indywidualna sprawa. Sama na sobie eksperymentowałam z glutenem przez dłuższy czas, jedząc spore ilości i nie zaobserwowałam niekorzystnych zmian poza straszną suchością skóry, która potem minęła... Teraz unikam po prostu pszenicy, ale przez Święta jadłam jej dużo, zresztą nadal jem (nawet przed chwilą jadłam ciasto :D) i też nie zauważyłam pogorszenia stanu skóry czy przytycia. Myślę, że to wszystko indywidualna sprawa i na pewno warto eksperymentować ;)
Moja koleżanka ze studiów miała z kolei ogromną anemię, była bardzo apatyczna, ociężała, obrzmiała i bez sił. W rozszerzonych badaniach wyszła jej nietolerancja siemienia lnianego, glutenu i po ich odstawieniu poprawiły jej się znacznie wyniki, nabrała energii, wróciła do treningów. Ja bym tutaj kombinowała, bo badania genetyczne dot. metabolizmu białek, węgli i tłuszczy są kosztowne bardzo.
UsuńNo właśnie... Moja znajoma z kolei przestała mieć problem z anemią, gdy odstawiła mięso ;)
UsuńAniu, myślałem o glutenie, ale z drugiej strony nie przekonują mnie argumenty na rzecz diety bezglutenowej (poza przypadkami stwierdzonej nietolerancji glutenu i innych schorzeń). Poza tym wykluczenie glutenu to w moim przypadku mogłaby być jeszcze mniej korzystna proporcja białka do innych składników diety. Nie odżywiam się więc bezglutenowo, ale chyba nie pochłaniam go aż tak dużo.
UsuńTeraz były święta, więc zjadłem go znacząco więcej niż zwykle. Bo i pierogi, i ciasto, i kolivo (pszenica z bakaliami - u mnie obowiązkowo na zimowe święta). Ale na co dzień, gluten w mojej diecie występuje tylko w postaci chleba żytniego (ostatnio częściej kupnego niestety, ale jak mam więcej czasu i sił, to piekę sam). Bo gotuję i jadam dużo zup (to najwygodniej ugotować i przechować przy nieregularnym kalendarzu, a poza tym dobrze rozgrzewają przed wyjściem rano i po powrocie wieczorem), którym towarzyszy zwykle kromka chleba. Owsa używam rzadko (owsianka nie jest moim ulubionym pokarmem, wolę już jaglankę lub gryczankę), jęczmienia sporadycznie (czasami krupnik z pęczakiem, choć i tak najbardziej lubię krupnik na kaszy gryczanej), pszenicy głównie w okresach świątecznych, kiedy właśnie je się ciasta czy pierogi, sporadycznie jadam też kuskus, ale to głównie raczej latem. Kasza to najczęściej gryczana, którą uwielbiam. Często też jaglana, która świetnie lepi wszelkie kotlety i pasztety. Mąki używam głównie żytniej do chleba czy żuru; do zagęszczania najczęściej z kolei skrobi z manioku, ewentualnie mąki ryżowej czy ciecierzycowej do kotletów czy panierek.
Podsumowując, myślę więc, że raczej nie spożywam dużo glutenu na co dzień. Kusi mnie czasem, żeby wykluczyć nawet ten chleb z diety, ale wtedy też jeszcze bardziej zleci mi kaloryczność (jakoś tak wychodzi, że zupy są raczej mało kaloryczne ;-)).
A, no i przepraszam za tę anonimowość. ;-) Nie mam konta na blogspocie, a mój profil wordpressowy został chyba zawieszony, więc nie mogę się zalogować. Pozdrawiam serdecznie! :-) Jarek
Osobiście także nic do glutenu nie mam (choć kiedyś myślałam, że mi szkodzi i przez jakiś czas bardzo ograniczałam, ale po dłuższym, eksperymentalnym spożyciu nie zauważyłam szkodliwości, poza przeraźliwą suchością skóry), ale wiele osób zauważa spadek wagi pod odstawieniu glutenu, a zwłaszcza pszenicy, choć z tego co piszesz, wiele pszenicy nie jesz :)
UsuńKolivo to chyba coś jak kutia, której nigdy nie jadłam :)
Faktycznie, po odstawieniu trudniej by Ci było z kalorycznością, ale ja na Twoim miejscu bym chyba poeksperymentowała i odstawiła go chociaż na jakiś czas - tak już mam, że bardzo lubię eksperymentować z jedzeniem :) A do zup, często dogotowuję kasze i mieszam to wszystko razem - lubię takie super gęste zupy ;))
Rozumiem, miło Cię poznać i także pozdrawiam ;)
Możliwe też, że uczula Cię coś innego niż gluten - na przykład niepozorna papryka czy inne takie cosie :)
UsuńZadam tylko pytania?
UsuńCo masz Anonimie na myśli mówiąc, że jesteś nalany?
Gdzie to występuje, na jakich częściach ciała i od kiedy to jest?
Jakie jest Twoje PPM (są kalkulatory w necie, więc łatwo jesteś w stanie to obliczyć)?
Za każdym razem kiedy wydaje nam się, że już absolutnie kończymy ze słodyczami to przychodzi nowy dzień i nowe kuszące słodkości xD Menu urozmaicone i nawet jeśli jest coś mniej zdrowego to w towarzystwie innych dobroci nie stanowi problemu :)
OdpowiedzUsuńPosiadanie w domu ciast nie ułatwia rezygnacji ze słodyczy - nawet mimo braku ochoty trzeba je jeść :D
UsuńAniu skończyłaś już studia, czy jeszcze sie uczysz? Masz ogromną wiedzę :)
OdpowiedzUsuńStudia skończyłam, ale uważam, że człowiek uczy się przez całe życie, a wiedzę ciągle uzupełniam - na obecnym etapie nie wydaje mi się, żeby była ona ogromna, ale dziękuję za miłe słowa ;)
UsuńSzybko - myślałam, że studiuje się dłużej (popatrzyłam na Twój wiek) :) To były takie typowe studia, czy studium? Zastanawiam się nad dietetyką.
UsuńTypowe studia, na UM, trwające 5 lat (3 lata licencjackie i 2 lata mgr).
UsuńNie wiem gdzie patrzyłaś na mój wiek, ale może był nieaktualny, mam obecnie 26 lat, więc studia spokojnie zdążyłam skończyć ;)
Wszystko wygląda mega smakowicie:) ale budyń jaglany wygrywa:) Mi się nie chce nigdy blendować kaszy i zostawiam ją w "naturalnej" formie:)
OdpowiedzUsuńMnie także często się nie chce ;)
UsuńSame pyszności :-) uwielbiam wodę z pomarańczą i cytryną :-) wszystkiego najlepszego w Nowym Roczku :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńWszystkiego dobrego w Nowym Roku, dużo zdrowia oraz optymizmu; dużo wyśmienitych jadłospisów, rewelacyjnych oraz motywujących wpisów, trafnych komentarzy, licznych czytelników oraz sukcesu w życiu prywatnym.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję ;)
UsuńWszystkie Twoje jaglane pyszności wyglądają zawsze świetnie! :)
OdpowiedzUsuń