W minioną niedzielę umyśliłam sobie, że przydałby mi się na kolejny tydzień pracy jakiś strączkowy dodatek do kanapek (akurat kupiłam niby w 100% żytni chleb na zakwasie), a przy okazji moje lunchboxy mogłyby zyskać na smaku i odżywczości. Przed samym rozpoczęciem przygotowań zobaczyłam deficyty soczewicy, ale że akurat miałam nadmiar ugotowanej fasoli uznałam, że i ona dobrze sprawdzi się w wypieku, nadając mu nowy smak.
Obydwa strączki dobrze się ze sobą zgrały i wraz z kaszą jaglaną stworzyły zwarty, lecz smarowny pasztet. Rodzynki wprowadziły nutkę słodkości, ale jeśli nie przepadacie za takową w wytrawnych daniach, spokojnie możecie pominąć. Pasztet cechuje się dość wysoką zawartością roślinnego białka, poza tym jest bezglutenowy i smakowity. Pokrojony na części stabilnie wypełniał kawałek mojego pojemnika z jedzeniem do pracy, a na chlebie przeistaczał się w jednorodną pastę - czego można chcieć więcej ;)
Przepis na 1 formę keksową:
- 100g (pół szklanki) kaszy jaglanej
- 150g (3/4 szklanki) czerwonej soczewicy
- szklanka ugotowanej białej fasoli (ugotowanej samodzielnie lub z puszki)
- 3 średnie cebule
- 4 łyżki oleju
- 3 łyżki sosu sojowego
- garść rodzynek
- przyprawy: liść laurowy, 2 ziarenka ziela angielskiego, łyżeczka majeranku, łyżeczka cząbru, łyżeczka lubczyku, 1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej, 1/4 łyżeczki pieprzu, ewentualnie sól do smaku
- pestki dyni na wierzch (opcjonalnie)
Wykonanie:
Kaszę jaglaną i czerwoną soczewicę ugotować wg przepisu na opakowaniu. Na patelni rozgrzać olej i podsmażyć na nim pokrojoną w kostkę cebulę wraz z liściem laurowym i zielem angielskim (ja w trakcie dodaję trochę wody) - gdy cebula zmięknie liście wyłowić.
W misce wymieszać ugotowaną kaszę, soczewicę, fasolę, podsmażoną cebulę wraz z przyprawami i sosem sojowym, po czym zmiksować blenderem na w miarę jednolitą masę - powinna być ona dość gęsta. Wmieszać rodzynki (ja dodaję je do połowy masy) i przełożyć całość do wyłożonej papierem do pieczenia formy keksowej. Wierzch można posypać pestkami dyni.
Piec w piekarniku nagrzanym do ok. 175 stopni przez ok. 45 minut, następnie wystudzić (nie można kroić gorącego pasztetu !!). Przechowywać w lodówce - zachowuje świeżość przez kilka kolejnych dni.
Dodatek rodzynek musiał świetnie przełamywać smak! Ale chyba nie uwzględniłaś ich w przepisie ;)
OdpowiedzUsuńJuż poprawiłam, dziękuję za czujność :)
UsuńPomysł bardzo fajny :) Takie pasztety to świetny dodatek np. do obiadu. Żałuję, że sama nie mogę takich zajadać, ale strączki niestety nie są łaskawe dla moje układu pokarmowego :(
OdpowiedzUsuńW takim razie spróbuj zrobić jakiś z kaszy jaglanej, warzyw i jajek, też wychodzą pyszne, a faktycznie świetnie sprawdzają się jako dodatek do obiadu :)
UsuńTak, tak z kaszy wychodzą bardzo dobre :) Ale o jajku jakoś nie pomyślałam wcześniej, żeby je dodać.
UsuńMuszę wreszcie spiąć tyłek i zrobić jakiś pasztet. U Ciebie jest mnóstwo świetnych inspiracji :)
OdpowiedzUsuńPolecam, bo naprawdę wege pasztety łatwo polubić ;)
UsuńTakiego pasztetu jeszcze nie próbowałam, ale wygląda bardzo apetycznie i z chęcią bym zjadła kawałeczek :)
OdpowiedzUsuńchciałabym spróbować :)
OdpowiedzUsuńAle fajne połączenie!Chyba bym na to nie wpadła :D
OdpowiedzUsuńAniu cudowny przepis. Z chęcią wypróbuję :-)
OdpowiedzUsuńciekawa propozycja, tylko szkoda że niestety nie mam piekarnika ;/
OdpowiedzUsuńFaktycznie wiele tracisz ;/
UsuńCiekawy ten dodatek rodzynek :D Dawno już nie jadłam wege pasztetów - mam ogromną ochotę na strączki, ale na razie muszę uważać na brzuch po tej infekcji :/
OdpowiedzUsuńJa to chyba za mało mój brzuch szanuję :P
UsuńJa też za mało szanowałam, jedząc świeżo po ataku wirusa (i po dniu z gorączką) normalne jedzenie - chlebek razowy, surowe warzywa. A jak mnie zwalił z nóg ból brzucha, to spokorniałam :D
UsuńJak mnie ostatnio skręcał żołądek (nie wiem od czego), to jadłam zupę z fasolą, surowe warzywa i owoce oczywiście też :D
UsuńI normalnie funkcjonowałaś z tym bólem? Mnie tak bolały jelita, że ledwo oddychać mogłam, o jedzeniu czy piciu w ogóle nie mówiąc, bo się z bólu zwijałam na łóżku... Daaaawno tak nie miałam.
UsuńNo to u mnie nie aż tak... Kuło mnie mocno (i czułam to przy oddychaniu, ale mogłam oddychać), czasem musiałam usiąść, ale tak to funkcjonowałam normalnie.
UsuńRoślinne pasztety uwielbiam. Chętnie zjadłabym kanapkę z takim pasztecikiem i ogórkiem kiszonym :)
OdpowiedzUsuńRzadko jadam górki kiszone, ale to faktycznie super połączenie ;)
UsuńUwielbiam takie naturalne, roślinne, domowe pasztety :)
OdpowiedzUsuńTaki z soczewicy bardzo kusi mnie od dawna.
Zrobiłabym chętnie. Wiele dobrego o nim słyszałam.
Pozdrawiam serdecznie :)
Zrób, bo wege pasztety wychodzą naprawdę smakowite ;)
UsuńOd teraz kiedy mamy w nowym mieszkaniu mini piekarnik (jupi!) to na pewno będziemy takie pasztety robić. Zwłaszcza, że są pożywne no i bardzo łatwe w transporcie do pracy czy na uczelnie :) Wygląda pysznie! :)
OdpowiedzUsuńI zapewne wiele innych pyszności będziecie wypiekać :)
UsuńO mniam mniam! Uwielbiam takie pasztety! :)
OdpowiedzUsuńNa pewno zrobię jak tylko poczuje się lepiej. Rodzynki jakoś mi tu nie pasują ale za to dodam suszone śliwki.
OdpowiedzUsuńTeż mam żołądek ze stali ... mogę zjeść kiszoną kapustę i popic kefirem i nic mu nie będzie - moją mamę by to chyba zabiło jak sama się śmieje :) poza tym Tymona dieta obfituje w straczki i kapustne warzywa non stop :)
Suszone śliwki będą super, albo żurawina ;)
UsuńTeż tak mogę robić i ogólnie całe życie łączyłam różne dziwne rzeczy ze sobą i jeszcze nigdy się nie zatrułam - musimy doceniać nasze żołądki ;)
Przepis prosty, mam wszystkie główne składniki w domu, tylko niektórych przypraw brak. Muszę kupić cząber oraz lubczyk i wziąć się za robotę :D A jak myślisz, można ten pasztet mrozić?
OdpowiedzUsuńNie mroziłam nigdy, ale wydaje mi się, że tak... Tylko potem.może być taki trochę rozmiękły...
Usuńale pyszna propozycja! :D wegański i to jeszcze z soczewicy! :D typowo w mooim guście <3 :D
OdpowiedzUsuńSoczewica to mój ulubiony strączek do pasztetów :)
UsuńPasztecik wygląda pysznie, świetnie by się nadał jako farsz do moich nowych pasztecików :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że sprawdziłby się super :)
UsuńWygląda bardzo apetycznie :)
OdpowiedzUsuńChętnie bym spróbowała, ale w wersji bez rodzynek ;)
OdpowiedzUsuńJak już pisałam wielokrotnie, kocham pasztety. Zarówno te klasyczne, jak i bezmięsne. Do smarowania i pieczone. Z dodatkami oraz bez. Najlepiej smakują na bułce ze świeżym pomidorem lub ogórkiem kiszonym (ew. małosolnym).
OdpowiedzUsuńPS Przez ostatni tydzień koleżanka z biurka obok codziennie przynosiła kanapki z pasztetem. O rany, ależ to pachniało... <3
Ja najbardziej chyba lubię ze świeżym ogórkiem :)
UsuńWyobrażam sobie, zawsze lubiłam zapach pasztetu ;))
o. http://8ktfpr3dpl.dip.jp https://imgur.com/a/3DMFDUE http://xhg6km3tmp.dip.jp https://imgur.com/a/hHAZHAf https://imgur.com/a/prohke7 https://imgur.com/a/o5MzCvo https://imgur.com/a/f3eC29z
OdpowiedzUsuńChętnie skosztuję takie pyszności
OdpowiedzUsuńTen przepis mnie zaciekawił i na pewno go spróbuję.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten przepis
OdpowiedzUsuńSuper przepis
OdpowiedzUsuń