Recenzja tej czekolady miała pojawić się wcześniej, ale na skutek zagubienia w czeluściach szafy kuchennej kuzynki, pozostała tam dopóki nie przywiózł mi jej siostrzeniec, za co mu bardzo dziękuję ;) Kupiłam ją jakiś czas temu, natrafiając na spory wybór zotterowskich tabliczek w jednym z warszawskich sklepów i wiedziałam, że duet jaki kryje się w Labooko For Those in Love będzie udany - w końcu malina jest jednym z owoców wyjątkowo dobrze komponującym się z czekoladą.
Opakowanie zawierało dwie, różniące się smakiem tabliczki, w moim odczuciu wspaniale ze sobą współgrające, a każda z nich ważyła 35g. Już sam kartonik wskazywał na wysoką jakość wnętrza, a liczne napisy podkreślały wyjątkowość użytych składników. Czekolada malinowa okazać się miała owocową bombą, uwalniającą przy rozpuszczaniu malinową słodycz, podczas gdy w tabliczce 60%, stworzonej z ekwadorskiego kakao, szukać miałam nut kwiatowych, orzechowych i tofi...
Obie tabliczki zachwycały kolorem - ciemna swoją naturalnie kakaową barwą, a malinowa przyjaznym różem, zapach także był adekwatny do deklarowanych smaków. Mimo przyjaznego nastawienia, obydwie wersje wiązały się z ryzykiem niespełnienia moich wymagań... Czekolady o 60% zawartości kakao od dawna wywołują u mnie niepewność - wyjątkowo często okazują się jedynie aspirującym do miana gorzkiej czekolady wyrobem, o smaku rodem z kiepskiej jakości kalendarza adwentowego. Za owocowymi z kolei nie przepadam, jednak malina jest jednym z nielicznych dodatków, jakie mi do czekolady pasują. Poza tym, po produktach tej marki spodziewałam się czegoś niezwykłego i pełna nadziei przystąpiłam do degustacji.
Zaczęłam od ciemniejszej tabliczki z ekwadorskiego kakaowca, która rozpuszczała się dość wolno, w przyjemnie kremowy sposób. Nie towarzyszyła temu obezwładniająca, wręcz dzika kakaowość, jak chociażby w przypadku Zotter 90%, ale łagodny smak. Znać o sobie dawała także przyjemna tłustość, świadcząca o dużej ilości masła kakaowego. Kakao grało tutaj główną rolę, ale cukier łagodził jego siłę, nie tłumiąc przy tym smaku - delikatnego, jakby surowego. Udało mi się wychwycić nutę kawy - łagodnej, wzbogaconej solidną porcją mleka i łyżeczką trzcinowego cukru. Pewną orzechowość także poczułam, ale nut kwiatowych i tofi, mimo szczerych chęci już nie - zostawiam to bardziej wprawionym degustatorom :)
Po czekoladowej pyszności przyszedł czas na malinową eksplozję. Tabliczka po kontakcie ze śliną rozpuszczała się powoli, mało kremowo, od samego początku uwalniając swoją kwaskowatość i mocno malinowy smak. Obecności suszonych malin nie dało się nie dostrzec - wysuwały się one na pierwszy plan i przywodziły na myśl świeże owoce prosto z krzaka, jedzone w szczycie sezonu. Kwasek był najsilniejszy na początku degustacji, a potem ustępował miejsca słodkości, jednak lekkiej i niemulącej. Pierwszy raz miałam do czynienia z tak owocową czekoladą, ale obecność w niej masła kakaowego także dało się wyczuć - stanowiło ono tło dla malin i zapewniło, wraz z mlekiem w proszku i wanilią, mleczno - waniliowy akcent.
Labooko 60% była chyba najlepszą czekoladą o takiej zawartości kakao, jaką miałam okazję jeść - rzadko się spotyka deserowe tabliczki nie smakujące wyrobem czekoladopodobnym. Dla osób przyzwyczajonych do mlecznych smaków, a chcących zacząć zgłębiać świat ciemnych czekolad, będzie to dobry początek. Malinowa z kolei zadziwiła mnie owocową intensywnością - dla fanów malin będzie idealna (Olgo, Ty się strzeż :)). Naprzemienne jedzenie tych dwóch tabliczek było wyjątkowo udanym kontrastem smaków, a zarówno w jednej jak i drugiej dało się zauważyć wysoką jakość i naturalny smak.
WARTOŚĆ ODŻYWCZA
Czekoladę ciemną można uznać za całkiem zdrowy słodycz - listę składników rozpoczyna masa kakaowa, znajdziemy też w niej masło kakaowe. W malinowej dominuje już cukier trzcinowy, ale wartościowych dodatków, jak masło kakaowe i suszone maliny także nie brakuje. Wszystkie składniki pochodzą z upraw ekologicznych, co także nie pozostaje bez wpływu na jakość i smak. Obydwie, ważące łącznie 70g tabliczki kryją w sobie 405kcal, więc nawet pożerając całość, przytycie nam nie grozi ;)
Wartość odżywcza w 100g (wg. strony www.zotter.at): 579kcal, 4,9g białka, 41g tłuszczu, 47g węglowodanów
Informacja dla alergików: może zawierać śladowe ilości wszystkich rodzajów orzechów i sezamu
Miejsce zakupu: sklep ze zdrową żywnością w Warszawie
Cena: ok. 16zł
Szkoda, że w tej ciemniejszej nie czuć nuty toffi. Muszę przyznać, że zarówno wygląd opakowania, jak i samych tabliczek, przykuwa uwagę. Malinowa pewnie by mi smakowała, skoro mocno czuć te owoce. Chociaż... nie lubię kwaśnych czekolad, mam nadzieję, że dosyć dobrze zrównoważyli cukrem ten smak :D Ale np. Milkę truskawkową bardzo lubiłam (chociaż wiadomo - Milka słynie z przecukrzenia, więc kwaskowatość tam była nikła :P). Mimo wszystko, cena zwala z nóg :D
OdpowiedzUsuńTeż tego żałuję :)
UsuńJa z kolei milke truskawkową średnio :P
Faktycznie - mogłaby być tańsza :/
o jejku,ale bym zjadła teraz kawałek:)
OdpowiedzUsuńJak one wyglądają *.* że takie cuda są legalne! ;D Bardziej kusi mnie wersja z 60 % kakao, jak mówisz rzadko kiedy spotyka się dobre w smaku czekolady deserowe. Za malinami nie przepadam, dlatego ta ich wyrazistość w smaku drugiej czekolady nieco mnie przeraża, no ale do odważnych świat należy :D
OdpowiedzUsuńMaliny bardzo czuć, więc jak za nimi nie przepadasz, to raczej nie jest czeko dl a Ciebie ;)
UsuńOstatnio jakoś mnie do czekolady nie ciągnie. Za to podchrupuję orzechy w czekoladzie surowej. Na kawałeczek dla spróbowania bym się skusiła i owszem :) Moja mama jest wielką miłośniczką czekolad gorzkich i ona z pewnością by się z takich pyszności bardzo ucieszyła. Mnie najbardziej skusiłaby malinowa, gdyż ta intensywność smaków owocowych to coś, co lubię. Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńOrzechy w surowej czeko uwielbiam i też często jem, ostatnio laskowe ;)
UsuńKurcze, zapowiadają się ciekawie!
OdpowiedzUsuńKiedyś na pewno uda mi się dorwać jakiegoś Zottera! :D
OdpowiedzUsuńLepiej późno niż wcale :) A taki zestaw dwóch tabliczek jest świetny chociaż te to raczej nie w moim typie :)
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę :D
UsuńDziś bez odniesień do czekolady. Chcę uprzedzić o mojej nieobecności - i przeprosić za nią - w bliżej nieokreślonym czasie. Zaczęłam pracę i póki nie wdrożę się w nowy system życia, po prostu nie znajdę chwili na przeglądanie blogów. Nie wiem nawet, jak długo utrzymam własny codzienny system recenzji. Tak więc z góry przepraszam i do usłyszenia :)
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię i życzę powodzenia i żeby w tym całym pracowym życiu udało Ci sie znaleźć czas na bloga - nie musisz publikować codziennie ;)
UsuńSama pracuję, więc wiem, że nie jest lekko...
Właśnie Ciebie chciałabym zapytać, jak dajesz radę wszystko poukładać?
UsuńPS Dziś mam czas i nadrabiam wpisy. Teraz widzę ostrzeżenie malinowe, dzięki, zaufam Ci :D
Już się przyzwyczaiłam do takiego trybu życia, ale na początku nie mogłam się zorganizować...
UsuńTeraz w dużej części żyję wg. pewnego schematu. Np. jednego dnia gotuję z grubsza jedzenie na cały tydzień, dogotowuję tylko kaszę czy ryż na bieżąco (owoce i marchewkę też myję i pakuję na kilka dni i trzymam w lodówce:P). Jak jem śniadanie w pracy to oglądam filmiki na yt, choć i tak pod koniec tygodnia mam spore zaległości. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że do pracy dojeżdżam pociągiem około godzinę, więc przeznaczam ten czas na czytanie i komentowanie blogów, w pracy też ze 2 razy sprawdzę co tam nowego ktoś napisał - więc z blogami jestem na bieżąco :D Notki piszę w weekendy na cały tydzień (pomijając piątkowe fotomenu - wtedy mam wolne i mam więcej czasu), czasem wieczorem tylko coś dopiszę, jak nie zdążę wcześniej, ale bywa i tak, że w tygodniu nawet nie włączę laptopa w domu. Ale codziennie tak przemyślanych recenzji jak Twoich nie dałabym rady publikować.
Nie prowadzę zbyt bogatego życia towarzyskiego (mam mniej znajomych, ale bliższych), więc w tym wszystkim na bloga znajduję czas - na razie, bo nie wiem jak będzie kiedyś...
O życie towarzyskie też się nie martwię, bo mam zerowe i bardzo mi ta sytuacja odpowiada. Znajomi byliby teraz zbędnym balastem, musiałabym ich odhaczać na liście rzeczy do zrobienia, a to niefajne. Jedzenie gotuję codziennie, tyle że ja wracam do domu na obiad, żeby zjeść ciepły (jem o 18:00). Do pracy jadę ok. 40 min, w autobusie czytam książki, do których zrecenzowania jestem zobowiązana (poza tym lubię, nikt mnie przecież nie zmusza). W pracy nie mam czasu na yt/blogi, bałabym się włazić z kompa pracowego, a z komóry to lipa. Może z czasem wyluzuję, bo inni siedzą ciągle na FB i nie przejmują się zbytnio.
UsuńMoje życie towarzyskie zerowe nie jest, ale bardzo minimalistyczne ;) Gdybym w weekendy miała spotykać się ze znajomymi, to na bloga, sprzątanie, gotowanie, zakupy czy aktywność fizyczną nie starczyłoby mi czasu.
UsuńRzadko jadam ciepłe obiady, a kolację często jem w pociągu (w dni, w które jestem w domu koło 23). W pociągu najbardziej lubię się regenerować - czyli nie robić nic (książek nie zabieram, bo nie mam gdzie, a czytać z kindla nie lubię) albo właśnie przeglądać blogi - z komórki jakoś daję radę ;) Z komputera pracowego też nie loguję się na blogi czy blogową pocztę (nie chcę, żeby ktoś mojego bloga wyhaczył, wystarczy, że mama znalazła go kilka dni temu :D), więc telefon to moja jedyna opcja - w wolnych chwilach sprawdzam, co tam w necie słychać i gdyby nie on, to kilka dni w tygodniu byłabym odcięta od blogów i ciężko by mi było nadrobić to w weekend.
Mam nadzieję, że szybko przyzwyczaisz się do nowego trybu życia ;)
Fajnie się prezentuję :-) a ja kocham czekolady :-)
OdpowiedzUsuńAle ciekawe połączenie. Malinową Zottera miałyśmy w tak zwanym dysku i była dobra ale jednak drugi raz byśmy jej nie kupiły ;) Bardziej ciekawią nas te "gorzkie" czekolady tej firmy, więc drugą tabliczkę chętniej byśmy przygarnęły :)
OdpowiedzUsuńPamiętam tą recenzję u Was :) Ja też wolę te gorzkie :)
UsuńBardzo mnie zachęciliśmy do obydwu-nawet nie wiem która wybrać ;) Ale malinowa juz jadłam,wić chyba stawiam na coemną
OdpowiedzUsuńPo pierwsze cudowne opakowanie :) A po drugie te czekolady świetnie wyglądają. Ta malinowa strasznie, ale to strasznie mnie kusi, a ja mam ambitny plan skończyć ze słodyczami :}
OdpowiedzUsuńTeż miałam takie plany nie raz, ale do tej pory się nie ziściły :D
UsuńWygląda cudnie. Niby zbyt mała jak dla mnie zawartość kakao, ale chętnie bym skosztowała :)
OdpowiedzUsuńJakoś mnie nie przekonuje, bo nie wiem jak miałabym jeść te 2 oddzielne tabliczki :D
OdpowiedzUsuńNormalnie, na wiele sposobów można - albo najpierw jedną, a potem drugą albo dwie na zmianę :D
UsuńTo jest ta tabliczka, której nigdy nie udało mi się znaleźć z pobliskim eko sklepie chociaż zawsze z nadzieją ją szukałam. Muszę ją kiedyś dorwać.
OdpowiedzUsuńJa te czekolady widziałam tylko raz, więc nie jest to chyba częsty widok w eko sklepach:D
UsuńJedyne co mnie do niej przekonuje to piękne opakowanie. :)
OdpowiedzUsuńW jednym z warszawskich sklepów? Dlaczego ja tam nie trafiłam? :c Kupiłam za to jedną, choć inną tabliczkę Zottera. Na dodatek taką, której nie chciałam...
OdpowiedzUsuńWidziałam je tylko raz (są jeszcze w Organicu w Złotych Tarasach, ale bardzo mało smaków i w sumie dla mnie żadnych ciekawych nie ma - wszystkie z alkoholem :P)
Usuńchcesz powiedzieć, że siostrzeniec ci ją przywiózł i nie zjadł po drodze:) no to rodzinkę na medal masz:) tak jak ty opisujesz degustację czekolady tak nikt nie potrafi tego robić! jak pisałaś o tej wyczuwalnej malinie to aż mi się malinowo w ustach zrobiło- powinnaś pracować jako recenzentka:) ps. zabij- nominowałam Cię do Liebstera;)
OdpowiedzUsuńNie zjadł - wiedział, że to na bloga ;D
UsuńBardzo dziękuję :)
Będziesz żyć :D Mam jeszcze 2 inne oczekujące nominację, więc niedługo stworzę z tego zbiorczy wpis ;)
Czekolada malinowa zapowiada się wspaniale. Są to zdecydowanie moje smaki:D
OdpowiedzUsuńnieznane czekoladki
OdpowiedzUsuń