Niestety Święta za szybko dobiegły końca, a mi teraz bardzo ciężko jest powrócić do normalności. Strasznie się rozleniwiłam przez ostatnie dni, a szczyt lenistwa osiągnęłam w piątek, kiedy to z mamą obejrzałyśmy chyba wszystkie filmy świąteczne jakie tylko były w tv, zmieniając jedynie położenie na kanapach :) Zresztą całe moje święta były bardzo udane - Wigilię spędziłam na wsi, z tymi samymi osobami co za dawnych lat, oczywiście z Kevinem - było wesoło, pysznie i rodzinnie :) Oczywiście bardzo się przez święta objadłam, a także dostałam mnóstwo prezentów, choć nie wiem czy zasłużyłam na wszystkie :D Odpoczęłam od wirtualnego świata, starając się skupić na realnym, czytałam książki i wcale nie chciało mi się dotykać laptopa. A jak Wam się udały Święta? Pochwalcie się prezentami :)
Nie wiedziałam co napisać w pierwszej notce po świętach i wymyśliłam, że pokażę Wam moją małą kolekcję czekolad, tym bardziej, że kiedyś prosił mnie ktoś o to w komentarzu. Nie jest ona bardzo duża i bogata w zdobycze z różnych zakątków świata, ale w obliczu klęski żywiołowej zapas na jakiś czas mi wystarczy :) Część z tych tabliczek mam w kilku egzemplarzach, ale nie będę tutaj dokładnie wszystkiego liczyć, tylko z grubsza pokażę Wam zawartość mojej czekoladowej szuflady...
1. CZEKOLADY LINDT
Bardzo lubię czekolady tej firmy, zarówno wersje ciemne, jak i mleczne - ogółem wszystkie, poza tymi z dodatkiem soli. Wersja 64% dołączyła do mojej kolekcji w Święta, gdyż dostałam ją w prezencie i nigdy wcześniej nie jadłam i jestem ciekawa, jak wypadnie w zestawieniu chociażby z wedlowską czekoladą o takiej samej zawartości kakao :) Ciemnych czekolad Lindt zawsze mam zapas, bo jem ich dosyć sporo, a 85% niemal zawsze mam w torbie. A oprócz czekolad mam jeszcze pralinki lindor, które mama przywiozła mi z ostatniego wyjazdu :)