Deszczowy i mroczny październik zbliża się ku końcowi - niestety dotychczas jesień nie zachwycała nas słońcem i ciepłem, dlatego też mam już dość tej pory roku i z niecierpliwością czekam na wiosnę. Jest wprawdzie kilka rzeczy, które w jesieni lubię - wówczas bardziej doceniam pachnące świeczki, cieplutki kocyk czy gorące kakao, ale to nicość w porównaniu z panującym chłodem i wilgocią. Mimo wszystko kilka produktów mogę zaliczyć do ulubieńców miesiąca - one ułatwiły mi przetrwanie deszczowego października, a jeśli jesteście ich ciekawi, zapraszam do przeczytania notki ;)
1. ORZESZKI PINII (Ener bio)
Pierwszy raz orzeszki pinii firmy Ener bio kupiłam we wrześniu, ale zapomniałam ująć ich w ulubieńcach, a bez wątpienia zasługują na wyróżnienie. Chociaż są niewielkie, potrafią bardzo wzbogacić smak dań, nadając im ciekawy aromat - w moim odczuciu lekko pieczarkowy. Dlatego też, często posypywałam nimi moje zestawy warzywno - kaszowe, ale same w sobie też pysznie smakują.
2. KRĄŻKI GRYCZANE
Krążki znalazłam w Carrefourze i od razu się nimi zachwyciłam - okazały się magicznie chrupiące, nieprzesolone i idealnie uzupełniały moją jedzoną poza domem kolację. W składzie znajdziemy tylko mąkę gryczaną i sól, więc brak niezdrowych dodatków to ich kolejna zaleta. No i gramatura mi odpowiada - 60g krążków to idealna porcja na raz. Zazwyczaj jem je same (jako część kolacji), ale świetnie komponują się także z hummusem, np. tym widocznym poniżej.
Chociaż jadłam wiele lepszych hummusów, to ten biedronkowy okazał się całkiem smaczny, a przy tym skład nie jest taki zły - gdyby nie widniejący na końcu listy składników konserwant, byłoby super. Znajdziemy w nim ciecierzycę, olej rzepakowy, wodę, tahini (7%), sól, czosnek, kmin rzymski, kwas cytrynowy oraz benzoesan sodu. Jest dość słony, ale nie czuję w nim żadnych sztucznych nut i octu, którego dodatek pojawia się często w kupnych pastach. W ogóle ostatnio mam fazę na hummus, a nie zawsze chce mi się robić go samodzielnie.
4. ROIBOOS ŻURAWINOWY (five o'clock)
Herbatkę dostałam od siostry, chyba w prezencie na zeszłoroczne Mikołajki i wiedziałam, że będzie pyszna. Nie myliłam się - ten aromat wpisuje się świetnie w jesienną aurę, a z dodatkiem miodu i soku z cytryny to wręcz magiczny eliksir. Smak herbaty jest bardzo intensywny, a przy tym naturalny - nie doszukałam się tutaj sztucznych aromatów.
5. MLEKO MIGDAŁOWE
W Kauflandzie w ostatnim czasie pojawiło się sporo wegetariańskich i wegańskich produktów, więc jak tam zjawiłam się po dłuższej nieobecności zgłupiałam i nie wiedziałam na co patrzeć, więc wyszłam z wieloma zdobyczami. Kupiłam między innymi mleka roślinne, a jako pierwsze napoczęłam migdałowe. Skład nie jest idealny - bazę stanowi woda, która posłodzona została cukrem (to, że ekologicznym raczej nie czyni produktu zdrowym ;)), a owy roztwór wzbogaciły migdały (aż 2%, co za hojność), maltodekstryna, sól i lecytyna. Tak więc zdrowia nam mleko nie doda, ale smaku daniom owszem - przyrządzona na nim owsianka czy kakao smakują wyśmienicie. Mleko samo w sobie jest smaczne - ograniczająca mleko krowie siostra jest nim zachwycona (Magda rekomenduje także tamtejszą wege lasagne - stwierdziła, że nie odbiega smakiem od domowej). A standardowa cena mleka wynosi 8,99zł
W Kauflandzie kupiłam także wegetariańskie żelki i od razu się do nich dobrałam. Żelek nigdy zbytnio nie lubiłam, a te wyjątkowo mi smakują, a do tego pachną nieziemsko - owocowo, słodyczowo, ale nie sztucznie. Są mocno słodkie, ale nic w tym dziwnego - skład rozpoczyna syrop glukozowy, słodyczy dodaje także cukier i syrop cukru inwertowanego, a owym cukrowcom towarzyszy sok owocowy (3%) z koncentratu soku owocowego (gruszka, truskawka), substancje żelujące (pektyny), kwasy (kwas cytrynowy, kwas mlekowy), hydrolizowane białko grochu, środki spożywycze o właściwościach barwiących (czarna porzeczka, czarna marchew, szafran, spirulina), naturalny aromat, olej palmowy, substancje glazurujące (wosk pszczeli, wosk carnauba). Żelki opisane zostały jako nosorożce, jednak mi przypominają one mordki świnek :)
7. CZEKOLADA CACHET 32%
Ostatnio, przy okazji małych porządków w szafkach i szufladach z jedzeniem, znalazłam sporo czekolad, których termin ważności nakazywał niezwłoczną konsumpcję. Jednym ze znalezisk była mleczna czekolada firmy Cachet o 32% zawartości kakao - szczególnie odżywcza nie jest, ale smaczna i owszem. Na opakowaniu zaznaczono, że użyte do jej produkcji kakao - odmiany Forastero, Criollo i Trinitario - pochodzi z Madagaskaru, a cały skład przedstawia się następująco: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku i naturalny aromat wanilii. Czekolada okazała się bardzo mleczna, a przy tym aksamitna i rozpuszczała się w bardzo kremowy, wręcz jedwabisty sposób, uwalniając swoją słodycz, jakby miodową. Słodycz w moim odczuciu nie była przesadna i nie muląca i myślę, że wszystkim miłośnikom mlecznych tabliczek z pewnością zasmakuje :)
8. CZEKOLADA WAWEL PEANUT BUTTER
Jadłam ją jakiś czas temu i wówczas mnie zbytnio nie zachwyciła, ale zobaczywszy ją niedawno w Biedronce postanowiłam dać tabliczce drugą szansę - akurat tak się złożyło, że brakowało mi czegoś słodkiego do kolacji. Możecie wyobrazić sobie moje rozterki - napoczynanie czekolady z odległym terminem ważności to u mnie rzadkie zjawisko i czułam wyrzuty sumienia - przecież tyle czekolad czeka w domu... Jednak specjalnego wyjścia nie miałam, jeśli nie chciałam zawieść mózgu domagającego się cukru. I tego dnia czekolada zasmakowała mi znacznie bardziej - była umiarkowanie słodka, czułam w niej michałki, nutę masła orzechowego, a na dodatek, pokrywająca wnętrze cienka czekoladowa otoczka z łatwością odchodziła od nadzienia. A przy tym wszystkim, skład tabliczki jest wegański.
Ostatnio, przy okazji małych porządków w szafkach i szufladach z jedzeniem, znalazłam sporo czekolad, których termin ważności nakazywał niezwłoczną konsumpcję. Jednym ze znalezisk była mleczna czekolada firmy Cachet o 32% zawartości kakao - szczególnie odżywcza nie jest, ale smaczna i owszem. Na opakowaniu zaznaczono, że użyte do jej produkcji kakao - odmiany Forastero, Criollo i Trinitario - pochodzi z Madagaskaru, a cały skład przedstawia się następująco: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku i naturalny aromat wanilii. Czekolada okazała się bardzo mleczna, a przy tym aksamitna i rozpuszczała się w bardzo kremowy, wręcz jedwabisty sposób, uwalniając swoją słodycz, jakby miodową. Słodycz w moim odczuciu nie była przesadna i nie muląca i myślę, że wszystkim miłośnikom mlecznych tabliczek z pewnością zasmakuje :)
8. CZEKOLADA WAWEL PEANUT BUTTER
Jadłam ją jakiś czas temu i wówczas mnie zbytnio nie zachwyciła, ale zobaczywszy ją niedawno w Biedronce postanowiłam dać tabliczce drugą szansę - akurat tak się złożyło, że brakowało mi czegoś słodkiego do kolacji. Możecie wyobrazić sobie moje rozterki - napoczynanie czekolady z odległym terminem ważności to u mnie rzadkie zjawisko i czułam wyrzuty sumienia - przecież tyle czekolad czeka w domu... Jednak specjalnego wyjścia nie miałam, jeśli nie chciałam zawieść mózgu domagającego się cukru. I tego dnia czekolada zasmakowała mi znacznie bardziej - była umiarkowanie słodka, czułam w niej michałki, nutę masła orzechowego, a na dodatek, pokrywająca wnętrze cienka czekoladowa otoczka z łatwością odchodziła od nadzienia. A przy tym wszystkim, skład tabliczki jest wegański.
9. LUNCH BOX
W ostatnich dniach, w moim lunch boxie po dłuższej przerwie zagościł burak - zawijam go w podłużną sałatę, żeby nie zabarwił otoczenia, a sałatę tę uwielbiam jeść z hummusem, którego łyżkę dorzucam na wierzch dania. W moich pojemnikach na lunch nie brakowało warzyw - brokułów, kalafiorów, brukselek, fasolki i papryki, a jako dodatek węglowodanowy najczęściej zabierałam komosę ryżową lub kaszę gryczaną niepaloną wraz z przyprawami.
W październiku na śniadanie najczęściej jadłam owsianki z różnymi dodatkami. Moja ulubiona to taka ugotowana z gruszką, zagęszczona siemieniem lnianym lub budyniem, z całą masą pyszności na wierzchu, wśród których nie mogło zabraknąć orzechów, zwłaszcza laskowych i włoskich oraz suszonych owoców.
Na obiady jadłam głównie dania z warzyw i kasz albo warzywne zupy - chyba nie ma nic lepszego na chłodne dni. Korzystam z bogactwa warzyw, tym bardziej że sezon nie będzie trwał długo i fasolka, brokuły czy kalafiory niedługo się skończą. A przepis na widoczny na zdjęciu krem z kalafiora i dyni znajdziecie tutaj ;)
13. DROŻDŻÓWKI Z DŻEMEM autorstwa mojej kuzynki.
Drożdżówki wyszły mięciutkie i puchate, a części, na moje specjalne życzenie, Agnieszka nie posypała kruszonką, za którą nie przepadam. Przepisu nie pamiętam, ale kuzynka jest najbardziej utalentowaną kulinarnie osobą jaką znam, więc trudno je będzie podrobić :) Najlepiej smakowały chwilę po wyjęciu z piekarnika, ale w kolejne dni także były nieziemskie, zwłaszcza po podgrzaniu w mikrofalówce.
14. Do ulubieńców mogę zaliczyć także wszystkie recenzowane w październiku przysmaki (klikając w poniższe linki przeniesiecie się na stronę recenzji).
15. I na koniec jeszcze jeden ulubieniec - sklep ze zdrową żywnością biogo.pl, z którym nawiązałam współpracę, w ramach której otrzymałam do przetestowania kilka przysmaków ;)
13. DROŻDŻÓWKI Z DŻEMEM autorstwa mojej kuzynki.
Drożdżówki wyszły mięciutkie i puchate, a części, na moje specjalne życzenie, Agnieszka nie posypała kruszonką, za którą nie przepadam. Przepisu nie pamiętam, ale kuzynka jest najbardziej utalentowaną kulinarnie osobą jaką znam, więc trudno je będzie podrobić :) Najlepiej smakowały chwilę po wyjęciu z piekarnika, ale w kolejne dni także były nieziemskie, zwłaszcza po podgrzaniu w mikrofalówce.
14. Do ulubieńców mogę zaliczyć także wszystkie recenzowane w październiku przysmaki (klikając w poniższe linki przeniesiecie się na stronę recenzji).
- Rawnello Figa z makiem
- Batona Bombus Raw Energy Peanut Butter
- czekoladę SuroVital wiśnia - acai
- Urwisy - jabłkowy i bananowy od Zmiany Zmiany
15. I na koniec jeszcze jeden ulubieniec - sklep ze zdrową żywnością biogo.pl, z którym nawiązałam współpracę, w ramach której otrzymałam do przetestowania kilka przysmaków ;)
Asortyment sklepu jest naprawdę zróżnicowany - znajdziemy w nim m.in różne kasze, ryże, makarony, strączki, orzechy, nasiona, suszone owoce, herbaty, kawy, roślinny "nabiał", pasty kanapkowe, a także zdrowe słodycze - duży jest wybór tych wegańskich, a także suplementy diety i kosmetyki. Sami widzicie, że jest w czym wybierać i warto zapoznać się z asortymentem sklepu, a przeniesiecie się do niego klikając tutaj lub w powyższe logo. To co ja wybrałam, możecie zobaczyć poniżej.
Dodatkowo dostałam kilka próbek oraz torbę na zakupy z logo sklepu. Recenzję będą pojawiać się co jakiś czas, a pierwszą z nich, dotyczącą czekolady na gorąco, najprawdopodobniej będziecie mogli przeczytać w tym tygodniu ;)
I to na dzisiaj wszystko. A czy Wam przypadło coś szczególnie do gustu w październiku ?
Lubię hummus i od czasu do czasu kupuję ten gotowy i smaruje kanapki.
OdpowiedzUsuńJej,czekałam na ten post!Zaczne wiec od początku i powiem,co nie ciekawi i co juz jadłam :D
OdpowiedzUsuńOrzeszków pinii bardzo chciałabym spróbować,pamiętasz ile kosztowały w Rossmanie?Bo z tego co kojarzę ,to zawsze były drogie :/
Hummus z Biedronki tez bardzo lubię,choć najbardziej do gustu przypadała mi wersja z czarnuszką :D
Szkoda ze nie ma u mnie Kauflandu :( Żelki z tej firmy jadłam juz w Niemczech,a chciałabym jeszcze raz :D
I czekolada-och ,jak ja Uwiebiam te z masłem orzechowym! :D
I śniadanka i obiady jak zawsze świetne!Buraka dodawałas gotowanego czy pieczonego? :)
I bułeczkę od siostry tez bym wszamala,bo ja tak kruszonkę lubię ;)
Kompletnie nie pamiętam, ale są dość drogie, choć czasem zdarzają się promocje ;)
UsuńZ czarnuszką to ten z Lidla ? Słyszałam o nim, ale jeszcze nie jadłam.
Burak był gotowany, pieczone też bardzo lubię ;)
Z czarnuszka z Biedronki :) Z Lidla nie jadłam,podobno niedobry i octowy ;p
UsuńNie widziałam w biedronce z czarnuszką -rozejrzę się, choć czarnuszki nie lubię :P
UsuńSłyszałam, że w tym lidlowskim nie ma już octu - być może jutro tam dojdę to sprawdzę ;)
Warto,warto,bo dla mnie ten z czarnuszka jest o wiele lepszy :D
UsuńNie ma juz octu?To może i ja kupie ;)
Oj,nie lubisz czarnuszki? :( A czemu?
UsuńKupiłam dzisiaj hummusy w Lidlu - zobaczę co to za jedne, ale octu nie mają :)
UsuńNie wiem - odrzuca mnie od tych ziarenek, podobnie jak od oleju, ale będę próbować - może w końcu polubię :)
Napisz mi potem jak smakowały i czy lepsze od tych z Biedry :D
UsuńOleju z czarnuszki nie próbowałam Nidgy,ale same ziarenka bardzo mi smakują w różnych potrawach :) Sa takie ,,pieprzne,, XD
A ja, jak kiedyś dosypałam przyprawę z czarnuszką do dania do pracy to musiałam potem te ziarenka wybierać, bo psuły mi cały smak :D
UsuńZiarenka czarnuszki w malym stopniu odzwierciedlaja petarde, jaka jest olej - i tak zostalo mi na dnie jeszcze z 1,5 cm do wypicia, wiec jak przyjade do Lublina, to skoncze, chociaz nie wiem, czy cos mi dali wypicie butelki :D Ale idzie sie przyzwyczaic do tego smaku.
Usuńnie wiem czemu nie jadłam jeszcze tej czekolady z masłem orzechowym? Orzeszki piniowe uwielbiam, a herbatkę bym pokochała :)
OdpowiedzUsuńCzekoladę spróbuj koniecznie :)
UsuńMuszę poszukać tych krążków :)
OdpowiedzUsuńStrasznie Cię, Aniu, nie lubię - mam tyle pracy, zero czasu, ale i tak przynajmniej raz dziennie adres Twojego bloga ląduje w przeglądarce internetowej. Chyba się uzależniłam :o No dobra, to nie Ciebie nie lubię, tylko tego, że tak bardzo lubię tego bloga. Ech, zapętliłam się, wiesz, o co chodzi :D
OdpowiedzUsuńJa też mam teraz fazę na hummus, ale zawsze kupuję (jest nawet dość tani, za funta można dostać 300g, czyli porządną porcję). Kiedyś próbowałam zrobić i wyszedł okropny. Zdradzisz swój przepis?
A tak przy okazji, to intryguje mnie, jak u Ciebie z aktywnością fizyczną. Uprawiasz jakieś sporty? Ostatnio się sporo nad tym zastanawiam, jak to jest. Bo przecież oficjalne zalecenia mówią, że dla zachowania zdrowia wystarczy pół godziny dziennie przez pięć dni w tygodniu. To bardzo łatwo wypełnić, nawet przy pracy biurowej (na przykład ja latam po schodach wiele razy dziennie, załatwiając różne rzeczy, pewnie samym tym niemal wypełniam zalecenia). Co o tym sądzisz? Chyba już kiedyś ktoś Cię o to pytał, ale zapomniałam, co odpowiedziałaś :)
Dobra, wracam do pracy, bo zaraz zacznę przeglądać Twoje jadłospisy :D
Jak przeczytałam pierwsze zdanie to myślałam, że coś przeskrobałam, że mnie nie lubisz :P Cieszę się zatem, że lubisz mojego bloga ;)
UsuńŻadnego konkretnego sportu (stałego) obecnie nie uprawiam, ale dużo chodzę. Codziennie minimum godzina mi wychodzi, czasem więcej - np.jutro mam wolne i planuję 3 sklepy na nogach odwiedzić :) Poza tym w weekendy latem jeździłam na rowerze i rolkach, teraz już mi się nie chce. No i w pracy też cały dzień nie siedzę i trochę ruchu zaznam. Ale chciałabym się zmobilizować do jakiegoś rozciągania czy siłowni - może kiedyś mi się uda ;)
To pewnie coś przeskrobałaś, skoro Ci to na myśl przyszło;)
UsuńCzyli masz podobne podejście do mnie: takie codzienne aktywności. Ja może mało chodzę, ale dojeżdżam na uczelnię rowerem, więc coś tam robię. Siłownia nie ciągnie mnie ani trochę, a mam w akademiku darmową (takie cuda na tym zepsutym zachodzie:D ). Umarłabym z nudów, zresztą nie wiedziałabym, co tam robić.
Nic mi nie przychodzi do głowy - za pewne przeskrobałam nie jedno, ale nie w życiu wirtualnym raczej :D
UsuńMam siłownię na osiedlu - taką podniebną i dłużej niż 5 minut tam nie jestem. Poćwiczę chwilę na 3 sprzętach i uznaję, że czas wracać :)
No właśnie, ja mam tak samo z siłownią. Muszę mieć konkretny cel - dlatego najlepsze dla mnie są dojazdy rowerem, bo wiem, gdzie mam dotrzeć. Ewentualnie jakieś zajęcia zorganizowane, gdzie jest określony czas, zestaw ćwiczeń itp. A tak sama to nie potrafię:)
UsuńTo mamy identycznie - jak nie ma celu to nie ma motywacji ;)
UsuńZaciekawiły mnie krążki gryczane :)
OdpowiedzUsuńSą pyszne ;)
UsuńAle dobroci wybrałaś od biogo.pl! :D Ciekawa jestem tych migdałów. Widziałam je w Sklepie cynamonowym w Zakopcu - chyba 18-19 zl kosztowały, więc nie wzięłam ich. Orzeszków pini nigdy nie jadłam i ciężko mi sobie wyobrazić ich pieczarkowy smak :D Kolejny produkt, oprócz Bombusa Orzechowego, do spróbowania :) No i drożdżówki kuzynki musiały być przepyszne - uwielbiam drożdżówki :) Czuję, że jej kuchnia by mi smakowała.
OdpowiedzUsuńI obiadki typowo w moim stylu - przed wyjazdem także szalałam za kaszą gryczaną z burakami, brukselką i marchewką, a do tego cieciorka :)
Moimi ulubieńcami października są: niesłodzone waniliowe mleko migdałowe, które kupiłam w Australijskim Aldi (za 6,6 zl/litr!), baton The Bar Counter Salted Caramel Quinoa & Chia (napiszę o nim), mango australijskie, siostry sałatka z burakiem, dynią pieczoną i fetą, ryba barramundi, a z polskich produktów to chyba masło kakaowo-orzechowe Natur Avena i nerkowce z Lidla :)
Ja tych migdałów nigdzie nie widziałam, a fakt że drogie są, więc jak zobaczyłam je na biogo to musiałam wybrać ;)
UsuńTwoi ulubieńcy brzmią super - nie mogę się doczekać notki na temat Australii, jeśli oczywiście zamierzasa taką napisać ;)
Powstanie kilka wpisów - jeden byłby zbyt długi, żeby opisać dwa tygodnie pobytu, tutejszą kuchnię, sklepy, zwyczaje... :) Cały czas notuję co ciekawsze spostrzeżenia.
UsuńTo tym bardziej nie mogę się doczekać :)
UsuńPowiem tak - w ulubieńcach znalazło się większość rzeczy, które sama uwielbiam :) Ja absolutnie kocham hummus z biedronki, a już absolutnym hitem jest ten pomidorowy :) Pinii mnie średnio podeszły, ale fajnie sprawdzają się jako posypka do sałatek :D A czekolada z PB to jedna z moich ulubionych!
OdpowiedzUsuńPomidorowy ma coś w sobie - smakuje mi trochę jak sos do tortilli :D
UsuńNo i są ulubieńcy - jak ja lubie ten cykl (zresztą tak jak cały Twój blog) :)
OdpowiedzUsuń1. Chyba nigdy nie jadłam orzeszków pini a jeśli tak to było to tak dawno, że nie pamietam ich smaku. Porównanie do piecarek ciekawe ;)
2. Wafli nie widziałam - z pewnością nie ma ich w moim Carrefourze. Mimo iż dla Ciebie nie są przesolone dla mnie z pewnością by były, chociaż kto wie? Jestem ciekawa ile mają soli w 100g a przede wszystkim jak takie gryczane wafle smakują ;)
3. Słyszałam, ze hummusy z Biedry są smaczne :) Podobno te z Lidla smakują lepiej bo nie mają octu w składzie a dodatkowo nie mają konserwantu w postaci benzoesanu sodu :)
4. Herbatka ciekawa - miły prezent :)
6. Również nigdy nie lubiłam żelek i nie polubię nawet tych wegańskich. Dzięki Pandkom miałam przyjemność próbowania ich w wersji wegańskiej i wiem, ze to nie jest słodycz dla mnie :)
7. Nie znam tej czekolady :)
8. Nie lubię czekolad Wawel. Według mnie kiedyś były zjadliwe ale nigdy nie cieszyły się najlepszej jakości czekoladą. Zauważyłam, ze po zmianie opakowan (miało to miejsce jakiś czas temu) zmieniły również ich sklad - na gorszy. Wcześniej producent do czekolad nie dodawał olejów roślinnych (Shea i palmowego) a teraz dodaje - pewnie w taki sposób tnie koszty. Jedyny plus to taki, ze do gorzkiej nie dodaje E476 ale czy to rzeczywiście prawda?
Tej z masłem orzechowym nie jadłam i nie mam na nią parcia - gdyby ktoś mnie poczestował to bym spróbowała ale nie czuje potrzeby kupowania tabliczki, która i tak potem najprawdopodobniej przez nikogo nie zostałaby zjedzona ;P Domyślam się, ze smakuje jak batonik od tego producenta o tym nadzieniu, który mnie nie zachwycił :P
Twoje posiłki jak zwykle przepyszne, kolorowe, zdrowe :) A te drożdżówki... Zjadłabym kilka :D
Gratuluję również współpracy :)
1. Myślę, że pinii by Ci smakowały - jak gdzieś spotkasz to spróbuj ;)
Usuń2. Nie pamiętam ile miały soli, ale w ogóle słone nie były jak dla mnie.
3. Tak jak pisałam te też nie mają octu, a tych z lidla muszę spróbować - rozejrzę się przy najbliższej okazji. A u Ciebie ich nie ma ?
8. Też uważam, że czekolady wawel są kiepskiej jakości, ale całościowo ta jest całkiem ok i jak dla mnie smakuje zupełnie inaczej niż batonik.
Dziękuję ;)
3. Wiem, wiem, że pisałaś ale te mają ten konserwant a z Lidla nie. Mimo tego podobno te z Biedry są najlepsze - tak słyszałam :)
Usuń8. Może kiedyś spróbuję... może w odległej przyszłosci :P
3. Zamiast słuchać innych powinnaś sama spróbować i ocenić :) Ja dziś kupiłam te z Lidla i zobaczę jak wypadną w porównaniu do biedronkowych ;)
Usuń3. Nie kupuję bo wiem, że będzie dla mnie za słony a poza tym nie mam na nie pracia :P
UsuńJadłam przed chwilą klasyczny z chlebem żytnim - jest ok, czuć w nim kwasek, ale nie octowy. Na sloność jest ok ;)
Usuńuwielbiam humus:) mogę jeść go kilogramami:)
OdpowiedzUsuńJakie te żelki świetne:) Ja ostatnio zaczęłam się interesować zdrowszą wersją słodyczy:)
OdpowiedzUsuńMuszę spróbować orzeszków pinii. Już długi czas za mną chodzą. A czekoladę z masłem orzechowym uwielbiam. Super, że jest wegańska i teraz można ją dostać w Biedronce. Pozdrowionka serdeczne! :)
OdpowiedzUsuńW Biedronce jest nie zawsze - pojawia sie i znika, ale może się natkniesz ;)
UsuńTak się zastanawiam, czy ktoś w ogóle lubi zimno? Ja jestem strasznym zmarzluchem, dlatego kiedy w deszczu i mrozie po 6 rano idę na przystanek, nie potrafię docenić jesieni ;D
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak smakuje ten roiboos żurawinowy, doceniam ostatnio każdą ciepłą herbatkę. Pamiętam jak batoniki z masłem orzechowym firmy Wawel robiły furorę, nawet mi smakowały, ale nigdy nie jadłam czekolady z tym wariantem smakowym. Wszystko pyszne, ale drożdżówki z dżemem wygrały wszystko! ;D
Mam tak samo - może gdyby świeciło słońce byłoby inaczej :)
UsuńSmaku batonika nie pamiętam, ale kiedyś uznałam, że mimo wszystko wolę czekoladę (która kiedyś wcale mi nie smakowała :P) - muszę spróbować ponownie :)
Ale tutaj dziś u Ciebie apetycznie :) Skusiłaś mnie tymi owsiankami z siemieniem lnianym. Chętnie wypróbuję takiej wariacji bo wcześniej jeszcze nie próbowałam, a siemię lniane w mojej diecie pojawia się dość często :) Co do dań obiadowych to u mnie ostatnio króluję zupy krem. Nigdy ich za wiele ;) Obowiązkowy punkt października to oczywiście herbaty różnego typu i ciepły kocyk :)
OdpowiedzUsuńZupy krem są najlepsze - dzisiaj np. jadłam dyniowo - warzywną :)
UsuńDokładnie - jak siedzi się w ciepłym domu pod kocykiem to można polubić jesień, chociaż na chwilę :)
Zaciekawiłaś mnie orzeszkami pini, zawsze przechodziłam obok nich obojętnie :/ Krążki gryczane z pewnością byłby i moimi ulubieńcami, bo ja lubię wszelkie chrupacze :D Muszę w najbliższym czasie odwiedzić Kaufland, skoro piszesz, że tyle wegańskich nowości się pokazało, aczkolwiek prezentowane mleko sobie odpuszczę, niech tą "migdałową hojność" zachowają dla siebie :D Żelki mi osobiście przypominają Prosiaczka z Kubusia Puchatka i tak też pomyślałam :D
OdpowiedzUsuńW Kauflandzie na pewno znajdziesz coś dla siebie, ale składy mlek niestety nie powalają, ale to raczej normalne :)
UsuńA ja myślałam, że te żelki to króliczki, haha. Na nosorożca bym z pewnością nie wpadła. Chociaż bardzo mi smakują, nawet na tyle, że znikają tak szybko, że nie zdążę im się zbytnio przypatrzeć. Nawet teraz je wcinam :) Czekoladę z masłem orzechowym lubię bardzo! A to mleko migdałowe muszę dorwać. Chociaż mam w zapasie alpro czekoladowo-migdałowe i mocha :)
OdpowiedzUsuńOd żelek trudno się oderwać - mają w sobie coś, co przyciąga :D
UsuńZapasy mleczne brzmią cudownie :) Moje zapasy są bardzo duże, ale takich pyszności w nich nie ma niestety :P
Znam hummus, ale jakoś za nim nie przepadam;)
OdpowiedzUsuńTe krążki gryczane mnie zaciekawiły i muszę ich poszukać :) Twoje dania jak zwykle wyglądają bardzo apetycznie :)
OdpowiedzUsuńJeny ile tutaj dobrych rzeczy widzę *.* Orzeszki pinii to mi się po nocach śnią, ale cena trochę mnie zniechęca :p
OdpowiedzUsuńI muszę za tymi krążkami gryczanymi muszę się rozejrzeć, bo wszystko co gryczane uwielbiam <3
A z five o clock ostatnio też zaopatrzyłam się w herbatkę podobną, też roobios ale jagodowy :> żurawinowy musi też być smaczny, bo jagodowy jest super :)
Lunchbox niezwykle smakowity i zrobiłaś mi aż ochotę na komosę ryżową *.* A śniadania jak zwykle bajeczne, masz rękę do robienia owsianek :D
Poluj na promocje, może się uda :)
UsuńJa także, a jak jeszcze to coś jest chrupiące, to już w ogóle :D
Domyślam się, że jagodowy smakuje świetnie :)
Cieszę się, że moje żarełko Ci się podoba :)
Jak dawno nie jadłam czekolady wegańskiej z orzechami, będę musiała kupić jak tylko będę w Polsce, wszystko wygląda bosko i przepysznie.
OdpowiedzUsuńCzekoladę warto spróbować :)
UsuńChyba tym razem nie potrafię wybrać tego, co by mi się najbardziej podobało, bo pożarłabym wszystko :) Kończy mi się właśnie Rooibos, a to moja ulubiona herbata, którą lubię robić też na zimno, i ta żurawinowa wersja mnie zaintrygowała :)
OdpowiedzUsuńJest bardzo aromatyczna i na zimne dni idealna ;)
UsuńUdaję, że nie przeczytałam akapitu o Wawelu, który Ci smakuje. Od dziewiątki w dół biorę wszystko, a i na siódemkę zarzucę lasso.
OdpowiedzUsuńWawel może mnie nie zachwyca, ale kest całkiem ok i tyle razy jadłam tą czeko wracając do domu z pracy, że nie mogłam nie dodać jej do ulubieńców :D
UsuńAle dobroci w jednym wpisie!!!! no może oprócz tego Wawela xD
OdpowiedzUsuńte krążki gryczane są super, my jadłyśmy je przełożone słodkim kremem i zrobiłyśmy z nich markizy xD
Hummus z Biedry jest zajebisty :P Nam też nie chce się go robić i coraz częściej kupujemy własnie je (szczególnie ten z pomidorami) bo dużo hummusów marketowych jadłyśmy i nie jedne były wręcz porażką.
Markizy brzmią super, choć znając mnie, nawet gdybym miała nadający się krem, to zjadłabym wszystko oddzielnie :D
UsuńTen z pomidorami także lubię najbardziej :) A od klasycznego biedronkowego bardziej smakuje mi lidlowski :)
Nam Lidlowski nie pasował od początku ze względu na ocet w składzie ale mimo, że nie ma go już w składzie (przynajmniej na opakowaniu) to i tak jest dla nas za kwaśny :P
UsuńA mnie się wydaje ten z Biedronki kwaśniejszy :D Muszę jeszcze raz wgłębić się w ich smaki :)
Usuńciekawe spojrzenie
OdpowiedzUsuń